Wczorajsza sesja miała być kolejną z serii ważnych, odbywających się w swojego rodzaju przełomowych momentach dla rynku i stanowiących test na odporność nerwową inwestorów w obliczu splotu wielu niekorzystnych czynników: spadku Dow Jonesa poniżej psychologicznego poziomu 10 000 punktów, domysłów na temat skali deficytu na rachunku obrotów bieżących w styczniu, czy też nieustającej nagonki prasowej na przewartościowanie spółek z branży teleinformatycznej. Po raz pierwszy od dłuższego czasu piątkowe notowania ciągłe okazały się dobrym indykatorem nastrojów rynku i wczorajszy dzień przyniósł gwałtowną przecenę firm informatycznych przy jednoczesnym pogłębieniu korekty na walorach z innych branż. Wydaje się, że panika ogarnęła przede wszystkim graczy krajowych, podczas gdy portfelowi inwestorzy zagraniczni, którzy byli motorem napędowym poprzednich zwyżek, generalnie powstrzymali się od większych ruchów. Nie podejmując się oceniać, czy znów mieliśmy do czynienia z korektą w biegu, czy też czekają nas jeszcze dalsze spadki, nie sądzę, aby nastawienie inwestorów zagranicznych do rynku czy też poszczególnych spółek znacząco się zmieniło. Zainteresowanie polskimi firmami technologicznymi i medialnymi utrzyma się tak długo, jak długo będzie trwała dobra koniunktura dla spółek z tych branż na Zachodzie. Przy tym nie chodzi tu tylko o notowania samych akcji, które mogą podlegać naturalnym krótkoterminowym wahaniom, ale również o to, w jakim stopniu te zaawansowane technologie przenikają i upowszechniają się w normalnym życiu, na co najlepszym dowodem jest przebieg ostatnich targów CeBit w Hanowerze.