Czasy są ciekawe, to pewne. Rozchwianie i duże zmiany zachodnich indeksów wskazują, że rynki nie bardzo wiedzą, w którą stronę podążyć. Wydawało się, iż dramatyczna wtorkowa sesja w USA, zakończona potężnym spadkiem Dow Jonesa, jednoznacznie wskaże kierunek, lecz giełdy światowe nie okazały objawów paniki. Również WGPW zachowała się nadspodziewanie mocno. Według mnie, jest to dowodem hossy panującej na warszawskim parkiecie, a teoria o budowaniu przez polskie indeksy jakiejś formacji szczytowej jest błędna. Korekta wzrostów trwała na naszym rynku od początku lutego i w tej chwili ma się prawdopodobnie ku końcowi.Ceny wielu spółek produkcyjnych czy banków są na atrakcyjnym poziomie, ale również sektor IT nie powiedział jeszcze ostatniego słowa (choć teraz powinno nastąpić bardziej selektywne inwestowanie w tę branżę). Być może rację mają ci, którzy twierdzą, iż w Ameryce od pewnego czasu następuje przepływ kapitału w kierunku spółek technologicznych, co owocuje spadkiem indeksu Dow Jones i wzrostem rynku Nasdaq. Proces taki może trwać jeszcze długo i raczej nie zakończy się z dnia na dzień. W takim układzie, również polskie spółki teleinformatyczne mogą jeszcze znacząco wzrosnąć. Warto przy tym pamiętać o funduszach emerytalnych, które mogą i pewnie będą lokowały część składek na giełdzie, pobudzając wzrosty, a w razie osłabienia koniunktury będą buforem nieco łagodzącym spadki. Taka sytuacja sprawia, że ryzyko inwestycyjne jest stosunkowo niskie, co chyba warto wykorzystać.