Okazuje się, że sytuacja, w której DJIA się umacnia, a Nasdaq dosyć mocno przecenia, nie należy do takich, które ułatwiają zadanie naszym inwestorom - no a już najgorsze jest w tym chyba to, że sesja za oceanem nie trwa równolegle z tą tutaj: no to jak ją naśladować? Jeszcze niedawno było to proste - wystarczyło kupić akcje którejś firmy o imponujących planach oraz wręcz świetlanej przyszłości, by po niemal każdej z kolei sesji zachwycać się taką inwestycją: ten swoisty samograj chyba i tak trwał dość długo? A zresztą wciąż nie można wykluczyć, że wróci - chociaż, być może, w nieco zmodyfikowanej, a nawet "stonowanej" wersji.Pewnym paradoksem wydaje mi się to, że osłabienie na naszym rynku ma miejsce akurat w czasie, gdy podano - przynajmniej dwie - dobre informacje typu makro (można było obawiać się jednak wyższej inflacji za luty, a zwłaszcza wyraźnie niższej produkcji przemysłowej), ale pewnie da się to wytłumaczyć tzw. zdyskontowaniem przez rynek? - ja mam jednak takie dziwne odczucie, że właśnie tym razem wcale tak nie było, że rynek po prostu "miał to w nosie" (a "IT szalało w tzw. oderwaniu") - a w dodatku jakby ma tam nadal... A teraz przyszło chyba pocieszać się, że zniżkom indeksów towarzyszą relatywnie małe obroty itp.?I, być może, w chwili gdy czeka się na: a) to, co zrobi Fed, b) to, czy zrobi to o tyle, jak "zgodnie twierdzili analitycy", c) reakcję NYSE - po to, żeby wiedzieć, jak wtedy tu u nas należy(?!) postąpić nie jest zbyt ważne to, co się dzieje na rynku bonów (lub ze złotym), ale nie sądzę, żeby tylko taki "sposób - schemat" miał tu zawsze święcić triumfy.