Internet zagrożeniem dla języka i tradycji

Podczas gdy Anglicy starają się uzyskać jak najwięcej korzyści z upowszechniania sieci, ich sąsiedzi po drugiej stronie kanału La Manche gorączkowo starają się odkryć sposób, w jaki mogliby ochronić swoje narodowe dobra.Rosnąca popularność usług internetowych stwarza bowiem poważny problem dla Francji, która ze szczególną wytrwałością stara się bronić w zakresie kultury przed coraz silniejszymi wpływami zagranicznymi. Jak podkreśla tygodnik "The Economist", żaden kraj nie włożył tyle wysiłku w propagowanie własnego języka. Zajmuje się tym już od 365 lat Akademia Francuska, z której zabiegami można porównać tylko działania analogicznej instytucji istniejącej w Hiszpanii. Podczas międzynarodowych rozmów handlowych na uwagę zasługują energiczne zabiegi o większe kontyngenty dla nagrań muzycznych i filmów w języku francuskim.Burzliwy, wymykający się spod kontroli rozwój internetu stawia pod znakiem zapytania skuteczność tego rodzaju wysiłków. Największy problem stanowi dominacja języka angielskiego, podczas gdy język francuski znajduje zastosowanie zaledwie w 1,2% istniejących na świecie stron internetowych, a w jeszcze mniejszym stopniu jest używany w organizowanych w systemie online spotkaniach o charakterze międzynarodowym.Jest w tym trochę własnej winy Francuzów. Na początku lat 80. z inicjatywy rządu France Telecom wprowadził system Minitel, który miał bardzo ograniczony zakres i opóźnił rozpowszechnienie we Francji usług internetowych oraz komputerów osobistych. Do 1998 r. tylko co piąte gospodarstwo domowe miało takie urządzenie, wobec 40% w USA, a zaledwie 2% korzystało z połączenia z internetem.Ostatnio sytuacja ulega pod tym względem szybkim zmianom. Na początku 2000 r. z internetu korzystało ponad 3 mln mieszkańców Francji wobec 540 tys. dwa lata wcześniej. Jednak w świadomość jego użytkowników wrosły już oryginalne terminy angielskie i mimo starań Akademii Francuskiej trudno jest zastąpić np. określenie "e-mail" francuskim wyrażeniem "la messagerie electronique".Ponadto internet nie poddaje się żadnym formalnym ograniczeniom, co praktycznie uniemożliwia władzom w Paryżu obronę własnej kultury przed wpływami amerykańskimi, jak udawało się to, gdy stosowano system Minitel. Wprawdzie popierane jest otwieranie francuskich stron internetowych, ale ich kontrola będzie bardzo trudna. Wymownym przykładem odporności internetu była publikacja kilka lat temu na jednej ze stron zakazanej przez sąd książki o ostatniej chorobie prezydenta François Mitterranda.

A.K.