Sytuacja w USA determinuje tendencje na innych rynkach, przy czym, jak się wydaje, oddziaływanie na giełdę warszawską ma specyficzny charakter. Europa Zachodnia początkowo poddała się poniedziałkowej fali wyprzedaży akcji, jednak spadki nie były dramatyczne, a zakończenie dnia giełdowego już przyniosło znaczne odreagowanie. We wtorek straty zostały w zasadzie odrobione, głównie dzięki silnemu odbiciu w Ameryce, gdzie piątkowe tąpnięcie również zostało zniwelowane. Tymczasem WGPW nie odrobiła nawet połowy strat. Świadczy to o dużej słabości naszego rynku, który od dłuższego czasu znajduje się w fazie korekty. Prawdopodobnie i bez pomocy zagranicy polskie indeksy spadłyby do obecnych poziomów, tyle że trwałoby to dłużej. Taki stan rzeczy obrazuje makroekonomiczną sytuację kraju. Minimalny spadek inflacji, choć zgodny z oczekiwaniami rynku, to za mało, by popchnąć warszawski parkiet ku nowym szczytom. Dodatkowo dochodzi do tego pewne rozczarowanie poziomem produkcji przemysłowej, która wprawdzie rośnie, ale wolniej, niż przewidywały to prognozy. Niedługo nadejdzie czas publikacji kwartalnych raportów spółek, które raczej będą pozytywne. Szczególnie imponująco powinna wyglądać dynamika wyników finansowych w porównaniu z pierwszym kwartałem ubiegłego roku. Być może ten właśnie czynnik zachęci inwestorów do bardziej zdecydowanych zakupów, bo okres świąteczny przy tak niepewnej sytuacji rynkowej większość graczy zapewne przeczeka z gotówką w portfelach.