Czy grozi nam załamanie finansów

Podobno zwycięzców się nie sądzi. Jeżeli w ciągu najbliższych lat nie dojdzie do kryzysu walutowego, nikt nie będzie miał do rządu i do Rady Polityki Pieniężnej pretensji o to, że obie te instytucje dopuściły do znacznego deficytu na rachunku bieżącym, do zadłużenia zagranicznego firm niemal równego rezerwom zagranicznym NBP, do zachwiania równowagi, która być może jest groźna dla gospodarki. Co jednak będzie, gdy do kryzysu dojdzie? Wiele firm stanie się niewypłacalnych, niektóre zbankrutują, powodując kryzys w realnej gospodarce ? spadek produkcji i zatrudnienia. Wówczas niezależnie od intencji i dzisiejszych kalkulacji odpowiedzialność za kryzys spadnie na rząd, który zbyt długo zwlekał z podjęciem działań nadzwyczajnych, koniecznych w sytuacjach kryzysowych. Jak duże jest dziś ryzyko? Poważne instytuty naukowe zastanawiają się nad tym i nie potrafią dać jednoznacznej odpowiedzi. Polskie firmy są zadłużone za granicą na sumę 22?25 mld dolarów. Jest to jednocześnie skutek i przyczyna rosnącego deficytu na rachunku bieżącym bilansu płatniczego. Gdyby deficyt był mniejszy i niższa była inflacja, stopy procentowe w polskich bankach byłyby niższe i firmy korzystałyby z kredytu polskiego, a nie zagranicznego. Wówczas nie płynęłyby do Polski dolary, marki zagranicznych kredytów i firmy nie wydawałyby ich na dodatkowy import. Kółko się zamyka. Wychodzi na to, że deficyt w obrotach z zagranicą napędza sam siebie.W kolejnych miesiącach NBP podaje niepokojące statystyki, wskazujące na pogłębianie się deficytu. Gwałtowny wzrost kursu dolara, jaki miał miejsce w ostatnich dniach, to efekt oczekiwania na komunikat NBP o sytuacji po I kwartale. Z góry było wiadomo, że sytuacja dobra nie będzie, więc rynek wcześniej zaabsorbował te oczekiwania. To zjawisko jest doskonale znane psychologom, zajmującym się finansami. Na razie katastrofa nie nastąpiła. Czekamy do następnego komunikatu.Poziom zadłużenia zagranicznego firm najwyraźniej zaskoczył ludzi, odpowiedzialnych za finanse państwa i członków Rady Polityki Pieniężnej. Minister Jarosław Bauc ostatnio stwierdził, że poziom nie jest groźny, groźna jest tylko jego dynamika. Dość dziwna dialektyka. Dynamika i poziom zadłużenia to wielkości ze sobą ściśle powiązane, więc wyjaśnienie Bauca raczej zaciemnia niż wyjaśnia sytuację. Tymczasem teraz najbardziej potrzeba jasności. Jedynie jak największa przejrzystość dotycząca zadłużenia firm, stanu bilansu płatniczego i planów RPP i rządu może uspokoić nastroje na rynku walutowym. Na razie o zadłużeniu firm niewiele wiemy. Część długu została zaciągnięta przez spółki zależne u swych macierzystych central. Można więc założyć, że jest ?bezpieczna?. Ale co z resztą, jaka jest struktura ryzyka i okresy zapadalności, w jakich walutach jest nominowany dług, w jaki sposób kredyty zostały zabezpieczone i na co wydane?Czy rząd i RPP mogły wcześniej podjąć środki celem niedopuszczenia do tak znacznego długu zagranicznego firm? Nadzwyczajne środki na pewno tak. Można byłoby wcześniej wprowadzić jakąś formę ?podatku Tobina?, obciążającego operacje dewizowe, lub zmusić firmy, zaciągające kredyty w bankach zagranicznych, do tworzenia specjalnych rezerw na ryzyko kursowe. Przede wszystkim zaś można było narzucić firmom obowiązek pełniejszego informowania o zaciąganych za granicą kredytach. Pełna informacja jest najprostszym lekarstwem na kryzys finansowy.Teraz nie da się szybko obniżyć zadłużenia. Można co najwyżej próbować zatrzymać jego narastanie. Można też mieć nadzieję, że dokonane inwestycje szybko przyniosą efekty i firmy okażą się wypłacalne. To jest zmartwieniem zarówno NBP, zarządów firm i zagranicznych banków, które w ostatecznym rachunku mogą ponieść konsekwencje problemów walutowych Polski. Dziś podjęcie próby ograniczenia swobody przepływu kapitału wywołałoby niepokój i przyczyniłoby się do zachwiania kursu złotego. Konieczny jest przede wszystkim spokój i po raz kolejny ? większa przejrzystość danych. W nższych miesiącach gospodarka będzie się poruszała w strefie podwyższonego ryzyka. Niektórzy analitycy są zdania, że taka sytuacja potrwa do czasu, aż staniemy się członkami Unii Europejskiej i przyjmiemy europejską walutę.

Witold Gadomski publicysta ?Gazety Wyborczej?