My to mamy prawdziwego pecha. Wygląda na to, że w tym roku w ogóle nie będzie letniej deflacji. Roczny wskaźnik inflacji podstępnie podpełźnie w okolice 11%. Rada Polityki Pieniężnej ma nielichą zagwozdkę. Zwlekanie z wyznaczeniem celu inflacyjnego na przyszły rok łatwo zrozumieć. No, bo tak: albo przedział zostanie ustalony na 5?7%, czyli gorzej niż władza monetarna pierwotnie planowała na ten rok albo celować będziemy raczej w okolice 4,5-6,5%, czyli ledwie odrobinę lepiej i na dodatek z tymi nieszczęsnymi połówkami, których już miało ponoć (całkiem słusznie) nie być.Tak źle i tak niedobrze. Tym bardziej, że u nas już niejako tradycyjnie liczy się górny, a nie dolny pułap celu. Rola dolnego krańca przedziału nie jest do końca jasna. Wolno przypuszczać, że wskazuje on preferowane tempo dezinflacji, ale nie oznacza wcale inflacji optymalnej z punktu widzenia konsensu politycznego (tempo wzrostu, bezrobocie). Bo ta optymalna zawsze wyrasta ponad dolny przedział. Ale dalibóg o ile, tego nie wie nikt. A jeśli nawet wie, to z jakichś tajemniczych powodów nie chce się podzielić swoją wiedzą z rynkiem. W ten sposób zasób słodkich tajemnic decydentów wyraźnie się zwiększa. Pilnie strzeżona, tajna wiadomość o docelowym stanie specjalnego prywatyzacyjnego rządowego konta dewizowego w NBP oraz superpoufna informacja o planowanym harmonogramie emisji papierów rządowych, zyskują solidne uzupełnienie.Tempo dezinflacji, którym i tak nigdy nadmiernie nie grzeszyliśmy, siada tak bardzo, że zaczyna to budzić coraz bardziej uzasadnione obawy o możliwość osiągnięcia średniookresowego celu inflacyjnego 3?4% w roku 2003. Wobec takiej perspektywy wyraźnemu zatarciu ulega różnica między 6,5 a 7%. Zaciera się ona tak bardzo, że wydaje się być nawet mniejsza niż różnica między 4,5 a 5%. Czy można w związku z tym powiedzieć, że ustalenie granicy przyszłorocznego przedziału inflacyjnego nie ma naprawdę większego znaczenia ekonomicznego, a nabiera jedynie sensu psychologicznego?Powiedziałbym tak: to zależy. Przedział 5-7% jest z pewnością lepszym, bardziej wiarygodnym wyborem. A czy jest wyborem mało ambitnym? To właśnie zależy od nadania przez RPP większego znaczenia dolnemu progowi przedziału inflacyjnego. Jeśli rynek nabierze pewności, że władza monetarna chce na koniec przyszłego roku wylądować raczej w okolicach 5, a nie 7% inflacji, to mamy bardzo ambitnie wytyczoną ścieżkę dezinflacji wobec wielce prawdopodobnego na koniec tego roku wyniku ok. 8%.A jak to zrobić? Jak upewnić rynek o rosnącym znaczeniu dolnego, a malejącej wadze górnego przedziału celu inflacyjnego? Cóż, nic prostszego. Trzeba, by RPP po prostu głośno i wyraźnie to powiedziała. Kilka razy każdy członek rady z osobna i wszyscy razem w komunikacie, objaśniającym cel inflacyjny 2001. A wtedy nawet 5?7% zostanie przyjęte przez rynek z chłodnym entuzjazmem. Na więcej ? na miejscu rady ? raczej bym nie liczył.

Janusz JANKOWIAK