Coraz wątlej wyglądają perspektywy pojawienia się w krótkim czasie jakiegoś silniejszego odreagowania na naszym, ostatnio niezbyt tłocznym parkiecie. Osamotnienie krajowych graczy, bo objawów obecności zagranicy raczej trudno się doszukać, powoduje, że obroty są żałośnie niskie, a indeks z sesji na sesję potwierdza nieuchronność testu strefy wsparcia, która w przypadku pokonania, nawet wiecznych optymistów przekona, że pożegnanie hossy jest faktem. Powodzenie obrony wsparcia i przedłużenie stanu niepewności jest przy obecnych nastrojach inwestorów trudne do przesądzenia. Być może, gdyby na pojawiające się za oceanem wyraźne korekty spadków nałożyło się dobre wrażenie po wynikach deficytu obrotów bieżących, już w piątek byłoby lepiej. Ale szansę na to pogrzebały opublikowane w czwartek wyniki. Najbardziej optymistyczne jest zmniejszanie udziału deficytu w PKB. Jednak jego tempo i wciąż zbyt mała poprawa eksportu powodują, że w mojej opinii najwcześniej w IV kwartale przełoży się ono na wyraźny powrót inwestorów zagranicznych.Obserwując zachowanie się indeksu od tegorocznych szczytów, trudno o budujące wnioski. Trzeba bowiem dużej dozy optymizmu, by nie dostrzec prawdopodobieństwa spadku rynku o kilkanaście procent poniżej obecnego poziomu. A szanse, by tego w najbliższych tygodniach uniknąć, są w moim przekonaniu niezbyt duże.