Zawód: analityk
Opublikowany w weekendowym numerze raport PARKIETU (z 12--15.08) wywołał dyskusję o polskich analitykach. Pojawił się nawet pomysł wprowadzenia egzaminów i licencjonowania tego zajęcia.Rok temu rozmawiałem z niektórymi analitykami i menedżerami funduszy na temat opracowania jednolitych metod oceny i rankingu wyników zarządzania aktywami. Pomysł nie wywołał entuzjazmu, choć niektórzy (może z racji naszych kontaktów pozazawodowych lub przez grzeczność) wyrażali poparcie dla tej koncepcji.Jest oczywiste, że cokolwiek powierzchowne może być porównywanie efektywności portfeli czy zaleceń analityków bez jednoczesnego uwzględnienia istotnych parametrów (np. założonego poziomu ryzyka w przypadku zarządzania czy horyzontu czasowego analizy i składu portfela pod opieką analityka). Niepokoi jednak to, iż niektórzy mnożą wręcz przeszkody w porównywaniu wyników inwestycyjnych (argumentując, że np. usługi świadczone przez różne biura są tak odmienne, że ich zestawianie byłoby niczym porównywanie gruszek z jabłkami).Analitycy i zarządzający mogą się obawiać porównań. Tymczasem ich klienci takich informacji naprawdę potrzebują.
Łukasz KWIECIEŃ[email protected] w każdym zawodzie, tak i wśród analityków, są dość dobrzy fachowcy, którzy niejednokrotnie mają lepsze rozeznanie co do rynku akcji (w tym i zagranicznych) niż niejeden doradca inwestycyjny albo inwestor. Myślę, iż przydałby się w Polsce ranking trafionych rekomendacji wydawanych przez poszczególnych analityków, ale nie wiem, czy i na ile poszczególne biura zechcą ujawniać tego typu informacje. Jest ku temu wiele powodów. Nie wdając się w zbytnie szczegóły, pragnę podkreślić, iż największą satysfakcję czerpię z dobrych opinii na temat efektów pracy, jakie dane mi było usłyszeć od klientów. Może to zabrzmi dość dziwnie, ale ? moim skromnym zdaniem ? pochwała ze strony samodzielnie inwestującego klienta (którego nierzadko głównym źródłem utrzymania jest granie na giełdzie) jest i powinna być dla każdego z analityków najważniejsza. Jestem przekonany również, że najlepsi analitycy rekrutują się spośród tych, którzy inwestują na swój własny rachunek. Uważam, iż moja zdolność ?trafiania? przekracza 60%, o których mowa w artykule (czyli raporcie PARKIETU ? przyp. red.), ale nigdy nie powiem o sobie, że jestem bardzo dobry gdyż... nawet jeśli tak jest i pomimo zaufania do swoich możliwości, nigdy tak naprawdę nie wiemy, jak i na ile zaskoczy nas giełda. Poza tym, jeżeli jest się bardzo dobrym, to nie można być już lepszym od tej, jakże wysokiej oceny. Wreszcie, jeśli ktoś jest naprawdę bardzo dobry, to nie musi pisać (no, chyba że wymaga tego szef) komentarzy ? które, poza opisywaniem historii ? nie wnoszą zbyt wiele nowego i cennego dla indywidualnego inwestora, częstokroć naśmiewającego się z różnego rodzaju komentarzy i opinii analityków. Jeden z zarządzających powiedział kiedyś, iż najlepsi nie piszą komentarzy lub ich wręcz unikają. Zgadzam się z tym poglądem. Uważam, że jeżeli ktoś jest dość dobry, to sam fakt, iż napisze komentarz, nie zmieni tutaj poziomu jego profesjonalizmu. Z drugiej jednak strony, po wielu komentarzach widać, iż niejeden (prawdopodobnie niezbyt dobry) analityk, pisząc, chce się dowartościować i pokazać sobie i całemu światu ?patrzcie, jaki jestem dobry!?. Ale od tego nie przybędzie mu przecież pieniędzy na rachunku inwestycyjnym.
Dla mnie ważniejsze od gadania o 60 procentach jest to, co mówisz klientowi, jak masz te 40 procent ze stratą. Nie sztuka rozmawiać tylko o sukcesie i udawać, że nic więcej nie ma. Co do rankingu, to pewnie by się okazało, że król jest nagi. Osobiście śmieszą mnie prognozy długoterminowe albo podawanie scenariusza wydarzeń na cztery filmy fabularne. Jest parę firm, którym zależy jedynie na obracaniu moimi pieniędzmi. A zysk? Bóg tak chciał.
No to powołajmy Polskie Stowarzyszenie Analityków Giełdowych, opracujmy statut, kreujmy standardy, róbmy egzaminy itd. Co wy ej PARKIET OnLine, www.parkiet.com.pl)