Zauroczenie minęło, nadszedł czas weryfikacji
Powszechna, przynajmniej jeszcze do niedawna, opinia, że tzw. inkubatory e-biznesu to przedsięwzięcia skazane na sukces, została już (boleśnie dla wielu firm z tej branży) zweryfikowana. Te, które przetrwały załamanie koniunktury, muszą się teraz przekształcać i na każdym kroku ? według tygonika ?The Economist? ? udowadniać licznemu gronu sceptyków, że ich działalność ma jednak szanse powodzenia.Inkubator to słowo, które podczas internetowej gorączki jednoznacznie kojarzyło się inwestorom z sukcesem i ogromnym potencjałem wzrostu, jaki miały gwarantować wszystkie przedsięwzięcia nowej ekonomii. Miał to być klucz do rozwiązania bolączek tych startujących projektów internetowych, które nie dysponowały środkami na zorganizowanie samodzielnej działalności, a posiadały (przynajmniej ich zdaniem) doskonały pomysł na zaistnienie w sieci i zespół zapaleńców gotowych wprowadzić go w fazę realizacji. Idea była taka ? inkubator udostępnia powierzchnię biurową wyposażoną w całą niezbędną infrastrukturę, zapewnia obsługę prawną i marketingową, ułatwia nawiązanie biznesowych kontaktów oraz dostarcza niezbędny kapitał początkowy (angażując z czasem do udziału w przedsięwzięciu np. fundusze typu venture capital). W zamian otrzymuje najczęściej udziały, licząc tym samym, że w ciągu sześciu miesięcy jego ?podopieczny? przekształci się w prężnego pośrednika na rynku transakcji elektronicznych, udanie zadebiutuje na giełdzie i z dużą nawiązką zwróci wszystkie poniesione nakłady. W momencie gdy internetowa euforia sięgała już szczytów, prawdopodobieństwo pomyślnej realizacji takiego właśnie scenariusza wydawało się bardzo duże. Nic dziwnego więc, że w ubiegłym roku na rynku pojawiło się ponad 300 e-inkubatorów, z czego dwie trzecie w USA, w tempie sześciu tygodniowo.Liczbę nowych inicjatyw i zapał twórców już istniejących ograniczyło jednak w końcu załamanie dobrej koniunktury na Nasdaq. Od kwietnia bieżącego roku akcje czterech największych notowanych internetowych ?wylęgarni? ? CMGI, Internet Capital Group (ICG), Safeguard Scientific i Softbanku ? zostały poddane przecenie i obecnie notowane są od 15 do 30% poniżej ich maksimów. Inne ?interventures? wielokrotnie przekładały daty giełdowych debiutów, a gdy w końcu pojawiły się w lipcu na parkiecie, inwestorzy nie wykazali praktycznie zainteresowania ich walorami. Papiery około 60 mniejszych inkubatorów, które zostały dopuszczone do publicznego obrotu poza Stanami Zjednoczonymi są obecnie wycenianie na poziomie nawet o 90% niższym niż w okresie hossy. Jeszcze kilka miesięcy temu firmy z dumą umieszczały w swojej nazwie i logo słowo inkubator, a teraz coraz częściej je usuwają.Dlaczego hasło inkubator okryło się niesławą, gdzie leżą przyczyny upadku tak wielu spółek z tej branży?Jeden z powodów to ostudzenie internetowego zapału, ale poważniejszy ? to wewnętrzna słabość podmiotów, które podjęły się pełnienia odpowiedzialnej roli inkubatora. Pokusa zaistnienia na rynku była naprawdę wielka, a bariery wejścia wydawały się małe. W wielu przypadkach wystarczało bowiem wynajęcie biura oraz rozesłanie do prasy notki o rozpoczęciu działalności. Nie liczyło się praktycznie, czy dany podmiot posiada niezbędne doświadczenie i czy jest merytorycznie przygotowany do pełnienia tego rodzaju usług. W kulminacyjnym momencie informacja o planach przekształcenia firmy Jackpot Enterprises, organizatora gier hazardowych w Las Vegas, w inkubator o nazwie JNet, wywołała 50-proc. wzrost kursu jej akcji. Szaleństwo nabrało już takich rozmiarów, że właściciele powierzchni biurowych zadawali sobie pytanie, dlaczego poprzestawać tylko na wynajmowaniu ich powstającym jak grzyby po deszczu przedsięwzięciom internetowym, skoro można nazwać się inkubatorem i pełnić dla nich również rolę venture capital. Oznaczało to, że w praktyce wiele z nich miało równie małe doświadczenie, jak firmy, którym miały umożliwić dynamiczny rozwój. Ponad 80% z 350 objętych w czerwcu br. analzez Harvard Business School inkubatorów legitymowało się stażem krótszym od roku i nie zdołało jeszcze przygotować żadnej objętej programem spółki do samodzielnego istnienia.W międzyczasie pojawił się jeszcze jeden poważny problem. Inkubatory, które liczyły na to, że same również będą mogły wejść na giełdę i pozyskać niezbędne do ekspansji środki, spotkał zawód. Jej przedstawiciele nie chcieli bowiem dopuścić do publicznego obrotu zbyt wielkiej rzeszy podmiotów zajmujących się głównie inwestowaniem w inne firmy, których wyniki są praktycznie niemożliwe do monitorowania. Bez wstępu na parkiet stały się one mniej atrakcyjnym celem inwestycyjnym niż np. fundusze venture capital. Co gorsza, miały one zwykle większe od nich koszty operacyjne oraz nie mogły liczyć na tak szybkie i korzystne wyjście z inwestycji.To wszystko wymusza na inkubatorach zmianę strategii i zasad działania. Odnosząca w ostatnim czasie sukcesy mała firma z Nowego Jorku,TechSpace, pobiera miesięczne opłaty za wynajmowaną powierzchnię, pobiera prowizje od transakcji zawieranych przez swoich ?podopiecznych? i opłaty od firm technologicznych, które chcą oferować usługi wszystkim jej klientom. Opcje na akcje w objętych programem firmach w tym przypadku są jedynie ewntualnym, dodatkowym źródłem dochodów. Podstawowe pochodzą z bieżącej obsługi raczkujących projektów internetowych.
MICHAŁ NOWACKI