Ostatnie sesje niewiele zmieniły w obrazie całego rynku. Nastroje są nadal pesymistyczne, a każda kilkudniowa zwyżka wykorzystywana jest jako okazja do sprzedaży. Na marginesie warto zauważyć, że pesymizm ten spowodowany jest nie tyle jakąś dramatyczną przeceną akcji, ile zwykłym zmęczeniem nieudanymi próbami wybicia. Kiepskie nastroje pogłębione są natomiast przez bardzo niekorzystne porównanie naszego rynku z większością rynków rozwiniętych. Podczas gdy zachodnie giełdy odrabiały kwietniowe straty lub nawet biły rekordy, u nas trwała wyprzedaż spowodowana złymi informacjami ze świata polityki i makroekonomii, natomiast kiedy na nasz rynek w końcu napłynęły lepsze wiadomości, Nasdaq znowu wszedł w fazę korekty. Rodzi się oczywiście pytanie, czy i gdzie w takiej sytuacji szukać jakichś przesłanek do optymizmu. Po pierwsze, szansy na wzrost nadal upatrywałbym w dużym wyprzedaniu większości inwestorów. Po drugie, niskie obroty generalnie nie sprzyjają temu, aby jakiś stabilny inwestor nagle miał spróbować zagrać na zniżkę rynku. Po trzecie, ostatnio uaktywnili się nieco po stronie popytowej inwestorzy zagraniczni o dłuższym horyzoncie inwestycyjnym. Co prawda, wystarczyło to tylko na niecały tydzień wzrostów, niemniej jednak patrząc na ówczesne obroty na Elektrimie, TP SA czy PKN widać, że dużo akcji trafiło w stabilne ręce. Reasumując, o ile w obecnej chwili nie zdziwiłyby mnie zarówno wzrosty jak i spadki cen akcji, o tyle podtrzymuje moje założenie z poprzedniego komentarza, że rynek osiągnął swoje lokalne dno jakieś trzy tygodnie temu.