Z jednej strony słuchając komentarzy i ?bicia własnego serca? mam wrażenie, że jesteśmy w bardzo poważnej bessie, z drugiej zaś ? patrząc na rynek ? nic takiego nie widać. W ogóle widać niewiele.
No bo i co można zobaczyć przy tak niskich obrotach, coraz mniejszych zmianach cen i generalnym braku zainteresowania zarówno sprzedających, jak i kupujących. Właściwie każdej ze stron zaczyna brakować argumentów ? słyszę zarówno komentarze, że nie ma żadnych powodów do wzrostu i spadek jest tylko kwestią czasu, jak i takie, że nie ma żadnej podaży, bo kto chciał, to już sprzedał. Prawda jest taka, że bardzo trudno w tym gąszczu sprzeczności wyłapać sens i logikę ? na tak mało płynnym i zniechęconym rynku każdy fakt świadczy równie dobrze o możliwości wzrostu, jak i spadku.Ile jeszcze?Jedno jest pewne ? mamy jeden z dłuższych w historii okresów stabilizacji na warszawskim rynku. Poprzednio tak długie okresy występowały po krótkich i dynamicznych wzrostach z kolei odreagowujących bardzo długie trendy spadkowe. Tak było w 1995 roku i podobnych relacji doszukalibyśmy się jeszcze wcześniej ? w roku 1992 i na początku 1993. W obydwu przypadkach było to ponad pół roku trendu lekko spadkowego. Obecna sytuacja jest coraz bardziej podobna do wymienionych przypadków, z tym, że następuje po ostrej korekcie wzrostu. Zatem, o ile wspomniane historyczne przypadki były okresem ?przegryzania? się kupujących przez silną zaporę zniechęconych długotrwałą bessą inwestorów, to o tyle tym razem z pewnością jest to co innego.Mamy też inny rynek ? rynek ze stałym napływem nie ogromnych, ale jednak znaczących środków. Może to jest kluczem innego zachowania? Może jest to również ?przegryzanie?, tym razem jednak dzięki trwałemu napływowi występuje ono na wyższych poziomach cenowych akcji i w warunkach oderwanych od sytuacji na świecie (innych emerging markets)? Jedno jest pewne ? pisałem to już tydzień temu. Ewidentnie, jakby nie liczyć, w ciągu ostatnich kilku miesięcy postępuje znaczna akumulacja akcji w rękach polskich funduszy emerytalnych. Nie jest to skala zjawiska, która gwarantowałaby wzrost, ale fakt pozostaje faktem.Ktoś ze znajomych mówił mi kiedyś, że właściwie, jeśli wziąć pod uwagę podaż ciekawych spółek na rynku pierwotnym i potencjalny napływ środków do OFE, to po prostu trzeba kupić na ślepo duże udziały we wszystkich większych firmach giełdowych i tylko czekać, aż OFE będą chciały je odkupić. Może jestem niepoprawny analityk-teoretyk, ale nie sadzę, aby tak mogło się stać. W końcu kilka lat to dużo i w firmach może się wiele zmienić, nie mówiąc, że zmieni się z pewnością prędzej czy później ustawodawstwo, pozwalające na inwestycje za granicą. Tym niemniej taki napływ pieniędzy istotnie wpływa na rynek.Nic nowego na tapecieZatem nadal wydaje mi się, że rynek jest bardzo wyprzedany, a ostatnie sesje tylko potwierdzają tę moją opinię. Rzecz jasna nie znaczy to, że nie ma wielu inwestorów ze sporymi kredytami i to nierzadko z inwestycjami pod kreską. Tacy są zawsze. Wypada więc nadal czekać na rozwiązanie. A że długo ? to trudno. Nikt nie mówi, że wzrost dzieje się szybko. Trzeba na to dużo czasu i pieniędzy.Co można jeszcze dodać? Właściwie niewiele. Obecnie mamy taką sytuację, że albo trzeba w jedno z rozwiązań sytuacji na rynku uwierzyć ? i wtedy najlepiej być konsekwentnym ? albo też czekać spokojnie, aż pierwsze wyraźne sygnały rozstrzygną ten problem za nas. W każdej z tych metod nie ma miejsca na aktywne handlowanie ? czego też skutki widać na rynku. Nie miałbym nic przeciwko temu, by się to zmieniło.
Marcin SadlejCDM Pekao S.A.