Pierwsi doradcy inwestycyjni w Polsce

Konsolidacja sektora bankowego, wydzielanie zarządzania funduszy do oddzielnych spółek, planowane wejście Polski do Unii Europejskiej powodują, że na rynku doradców inwestycyjnych jest coraz ciaśniej. Coraz mniej liczy się licencja doradcza, zyskuje natomiast na znaczeniu doświadczenie. Tego natomiast z pewnością nie brakuje pierwszym 6 doradcom inwestycyjnym, którzy w większości odeszli od zarządzania pieniędzmi, a swoje doświadczenie wykorzystują w tworzeniu i nadzorowaniu spółek, które zarządzają aktywami klientów indywidualnych i instytucji.

Jaka przyszłość?Rynek doradców inwestycyjnych zaczął się wypełniać. Osoby zdające teraz egzamin muszą się liczyć z tym, że mogą mieć problemy z uzyskaniem zatrudnienia. Rynek nasycił się bowiem licencjonowanymi doradcami i nie ma już takiego popytu, jak przed kilkoma laty. ? Biura maklerskie i instytucje, które mają ustawowy obowiązek zatrudniania licencjonowanych doradców, przy zatrudnianiu nowych osób bardziej biorą pod uwagę doświadczenie potencjalnych pracowników ? twierdzi Rafał Lis. Jego zdaniem, licencja doradcza potwierdza inteligencję i przyswojony zakres wiedzy, jednak tak naprawdę trzeba jeszcze mieć doświadczenie w zarządzaniu pieniędzmi, aby potencjalny pracodawca zaufał doradcy. Kim jest doradca inwestycyjny? ? Niewiele osób może poszczycić się zdolnościami do zarządzania pieniędzmi. Tu trzeba mieć bardzo specyficzne predyspozycje, sama wiedza nie wystarcza ? uważa Piotr Jastrzębski.EgzaminZdobycie licencji wiąże się z koniecznością zdania trudnego egzaminu. Dotychczas w Polsce pomyślnie przeszło przez egzamin 169 osób. Cieszy się on malejącym zainteresowaniem (na początku przystępowało do niego nawet ok. 100 kandydatów, podczas gdy obecnie zaledwie ok. 50).Pierwszy egzamin zorganizowano po koniec 1993 roku. Związana była z nim duża niepewność. ? Nie wiedzieliśmy, czego tak naprawdę będzie wymagała od nas komisja. Nawet zakres lektury obowiązującej nie był precyzyjnie opisany ? wspomina Piotr Jastrzębski, który do egzaminu przygotowywał się ok. roku. Nieco krócej, bo ok. 2 miesięcy, przygotowywał się do egzaminu Maciej Kwiatkowski. ? Po kursie przystąpiłem do egzaminu. Tuż po napisaniu testu wyszedłem z sali. Dlaczego był taki łatwy? ? zastanawiałem się. Na pewno wszyscy zdadzą ? mówi. Jednak ku jego zaskoczeniu, pierwszy test przeszły trzy osoby, z których jedna odpadła na kolejnym etapie.Obecnie formuła egzaminu nieco się zmieniła. ? Teraz pytania są trudniejsze, niż były wcześniej, ale łatwiej się do nich przygotować. Dokładnie wiadomo np., jaki jest wymagany poziom wiedzy, jaki jest podział na matematykę, prawo itd. ? uważa Piotr Jastrzębski.Najtrudniejszą częścią egzaminu, składającego się z trzech etapów, jest pisemny test. ? Tu trzeba mieć nie tylko rozległą wiedzę, ale też należy posiadać umiejętność zdawania testów ? uważa Piotr Jastrzębski. Trzeba bowiem umieć dobrze rozplanować czas, przeznaczając na każde ze 100 pytań podobny czas. Jest to test wyboru, naliczane są też punkty ujemne. Do drugiego etapu można przejść jeżeli uzyska się minimum 133 punkty. Tajemnicą poliszynela jest, że wśród zdających zdarzają się również ujemne wyniki! Test można powtarzać wielokrotnie (jednorazowa przyjemność kosztuje kandydata prawie 1000 zł). W drugim etapie w ciągu maksymalnie 3 godzin kandydaci pisemnie odpowiadają na trzy zadania. Trzeci etap to bezpośrednia rozmowa z komisją egzaminacyjną. Do etapu drugiego i trzeciego można podchodzić dwukrotnie.Jakie wykształcenie?Na sześciu pierwszych w Polsce doradców, aż czterech jest absolwentami Politechniki Warszawskiej. Są więc wśród nich matematyk, fizyk, inżynier. Dwie osoby (Rafał Lis i Michał Szczurek) ukończyły Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. ? Studia matematyczne uważam za jedną ze swoich lepszych decyzji. Dają spojrzenie analityczne, jednocześnie wymagają bardzo dużo pracy. Obecny system kształcenia np. wielu ekonomistów ma więcej wspólnego z ksami doszkalającymi niż z prawdziwymi studiami ? twierdzi Piotr Jastrzębski. Podobnego zdania jest Maciej Kwiatkowski. ? Uważam, że studia informatyczne są cenne w wykonywaniu zawodu doradcy inwestycyjnego. Już jako pracodawca często wolę zatrudniać osoby z technicznym wykształceniem ? podkreśla Maciej Kwiatkowski.Po co była mi licencja?? Licencję wykorzystałem do określonej ścieżki kariery. Rozważałem, oczywiście, możliwość wykonywania zawodu doradcy, jednak to nie było moje wymarzone zajęcie i szczyt możliwości. Poza tym wydawało mi się, że doradców będzie szybko przybywało, co spowoduje, że rynek szybko się nasyci ? mówi Piotr Jastrzębski. Tuż po uzyskaniu licencji miał, jak pozostali doradcy z pierwszej ?szóstki?, mnóstwo propozycji pracy w zawodzie. ? Bank jednak zaproponował mi ciekawszą ścieżkę kariery. Niemniej jednak zdobytą podczas kursu na doradcę wiedzę wykorzystuję w wykonywanej pracy ? twierdzi P. Jastrzębski.Jak zaczęła się przygoda z rynkiem kapitałowym?Jak to często bywa, również w przypadku pierwszych sześciu licencjonowanych doradców na wyborze takiej ścieżki kariery zaważył czysty przypadek. ? Kolega namówił mnie na kurs maklerski. Poszedłem, myśląc sobie, dlaczego mam nie spróbować? Sam nie wiem, jak to się stało, ale uzyskałem najlepszy wynik na egzaminie ? mówi Maciej Kwiatkowski.Maciej Bombol giełdą zainteresował się na samym początku jej funkcjonowania. ? Moje skromne oszczędności zainwestowałem w pierwsze oferty publiczne, m.in. w akcje Swarzędza, Wólczanki, Żywca i Wedla. Za pierwszym razem zarobiłem 50% zainwestowanych środków ? twierdzi Maciej Bombol. Pierwszy sukces pobudza wyobraźnię. ? Poszedłem na warszawską giełdę. I stało się. Spotkałem kolegę ze studiów. Okazało się, że zdobył już licencję maklerską. Pomyślałem ? on może, to dlaczego nie ja? ? kontynuuje.? Giełda to było coś wymarzonego dla mnie. Sukces jest bowiem uwarunkowany nie tylko przypadkiem. Swoją wiedzą i wyczuciem można wygrać z konkurencją i być lepszym niż rynek ? uważa Maciej Bombol.? Już w szkole średniej interesowałem się ekonomią. Wziąłem nawet udział w olimpiadzie ekonomicznej, dzięki czemu dostałem się bez egzaminów na studia. Na pierwszym roku uniwersytetu zatrudniłem się w biurze maklerskim. Szybko okazało się, że z pół etatu, jaki był przewidziany w umowie o pracę, zrobiło się półtora etatu ? wspomina Rafał Lis.Michał Sczurek kontakt z rynkiem kapitałowym nawiązał właściwie dzięki Rafałowi Lisowi. ? Razem studiowaliśmy na UW, potem namówił mnie na egzamin ? wspomina Michał Szczurek. Mimo że zdał w 1992 roku egzamin na maklera papierów wartościowych, na listę maklerów wpisał się dopiero gdy rozpoczął pracę w 1993 roku i stać go już było na płacenie składek w Związku Maklerów i Doradców.Początki bywały różne...Maciej Bombol po studiach zaczął pracować w swoim zawodzie. ? Jako inżynier zarabiałem 15 dolarów. Doliczając premie, wychodziło czasem nawet 20 dolarów miesięcznie. Pieniądze starczały na przeżycie, jednak np. o kupnie mieszkania nie było w tych warunkach co marzyć. Musiałbym oszczędzać na własne M.-2 z 50 lat, zakładając, że przez ten czas nie będę nic jadł i wydawał pieniędzy na inne rzeczy ? mówi Maciej Bombol.Rodzący się rynek kapitałowy stwarzał nadzieję na poprawę stanu materialnego obecnych doradców. ? Myślałem, że po zdanym egzaminie maklerskim łatwo znajdę pracę. Rzeczywistość okazała się jednak bardziej brutalna, niż się spodziewałem ? twierdzi Maciej Kwiatkowski. Gdy już udało się znaleźć pracę (pierwsza pensja 300 zł), pracodawca zobowiązał się, że sfinansuje kurs na doradców inwestycyjnych. ? Pierwsze kroki na rynku kapitałowym to było działanie po omacku. Nie mieliśmy doświadczenia, To była pionierska działalność ? wspomina Maciej Bombol.A doradców było niewieluTuż po uzyskaniu licencji pierwsi doradcy mieli mnóstwo ofert pracy. Nasiliły się one także w momencie tworzenia się funduszy emerytalnych. ? Zacząłem pracować w CA IB, któremu zawdzięczam bardzo dużo, ponieważ tak naprawdę to tam nauczyłem się najwięcej. Zdobyłem cenne doświadczenie ? twierdzi Maciej Kwiatkowski.Jego zdaniem, obecnie rynek doradców znacznie się skurczył, m.in. na skutek postępującej konsolidacji banków czy różnych funduszy. ? Kilka lat temu wystarczyło mieć licencję i praktycznie nie trzeba się było martwić o zatrudnienie. Doprowadziło to do tego, że wielu doradców spoczęło na laurach, przestało się dokształcać ? podkreśla Maciej Kwiatkowski.Zdaniem Michała Szczurka, pierwsi doradcy w Polsce przeszli przez trudną szkołę zarządzania aktywami, nie mając tak naprawdę doświadczenia. Zdobywali je na bieżąco. Byli narażeni na stres kontaktów z klientami. ? Rozmowy z nimi zajmowały nam bardzo dużo czasu. Jednocześnie zarządzając pieniędzmi osób, które znałem osobiście, byłem narażony na większy stres, czułem większą odpowiedzialność spoczywającą na mnie ? twierdzi Michał Szczurek. Czym jest egzamin na doradcę inwestycyjnego? ? Niczym innym, jak wyselekcjonowaniem inteligentnych i odpornych na stres osób, które są w stanie poświęcić dwa miesiące na przygotowanie się do egzaminu ? mówi Michał Szczurek. Podobnego zdania są też inni doradcy.Polska licencja a CFA? Obecny system egzaminacyjny dopuszcza możliwość zdobywania licencji osobom bez doświadczenia, często jeszcze studentom. Nie można ich nazwać profesjonalistami, ale z pewnością mają potencjał, żeby nimi zostać ? mówi Michał Szczurek. Polscy doradcy bardzo często podchodzą do egzaminu CFA (Chartered Financial Analyst). Nie jest obligatoryjny, jednak poświadcza zdobyty zakres wiedzy. Sam fakt, że doradcy coraz częściej podchodzą do CFA, świadczy o tym, że polski rynek jest dla nich za ciasny. Sytuacja może się jeszcze bardziej zmienić po wejściu Polski do UE. Nasz rynek kapitałowy jest słabo rozwinięty. ? Ciągle pozostajemy małym, lokalnym rynkiem. Spółki notowane na warszawskiej giełdzie to w większości małe przedsiębiorstwa. Duże z kolei mają w większości inwestorów kontrolujących duże pakiety akcji, co powoduje, że jest bardzo mała płynność walorów na giełdzie ? twierdzi Rafał Lis. Polski rynek kapitałowy zapewne ulegnie postępującemu procesowi konsolidacji i globalizacji, co może wpłynąć na zmniejszenie miejsc pracy w kraju. Niewykluczone że za granicą pojawią się konkurencyjni specjaliści, którzy będą odpowiedzialni za inwestycje w Europie Wschodniej. Osoby pragnące uzyskać licencję doradcy inwestycyjnego mogą wziąć udział w kursach przygotowawczych. Są one organizowane najczęściej w systemie weekendowym przez wiele instytucji, m.in. przez Związek Maklerów i Doradców. Ich koszt wynosi przeciętnie od 4 tys. zł w górę. Organizatorzy zapewniają zazwyczaj komplet materiałów potrzebnych do przygotowania się do egzaminu. Często zdarza się nawet, że w kursach uczestniczą osoby, które nie mają zamiaru przystępować do egzaminu. Wykorzystują zdobytą wiedzę w dotychczasowy miejscu zatrudnienia. Zdaniem wielu osób, które uzyskały licencję, kursy pozwalają na usystematyzowanie wiedzy i poukładanie jej w odpowiednie bloki.

Ewa Bałdyga

Maciej KwiatkowskiLicencja nr 1. Studiował na Wydziale Informatyki Politechniki Warszawskiej. Tuż po studiach zaczął pracować jako makler specjalista w Biurze Maklerskim Kredyt Banku, później został dyrektorem Sekcji Operacji Giełdowych. Od 1994 roku pracował w CA IB Zarządzanie Portfelem w CA IB Securities, później został dyrektorem Departamentu, który stworzył i jednocześnie który jako pierwszy otrzymał licencję na zarządzanie Aktywami. Przez ostatnie dwa lata był prezesem CA IB Investment Management SA. Niedawno związał się z BRE Bankiem, gdzie jest odpowiedzialny za stworzenie i kierowanie nową spółką zarządzającą aktywami klientów.Rafał LisLicencja nr 2. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim, na Wydziale Nauk Ekonomicznych. Już jako student pierwszego roku rozpoczął pracę w Biurze Maklerskim Banku Gospodarki Żywnościowej, które jako pierwsze w Polsce uzyskało licencję na zawodowe doradztwo, a jako trzecie ? na zarządzanie aktywami. W pracę jako makler papierów wartościowych, robił analizy, przygotowywał raporty. W końcu został naczelnikiem Wydziału Zarządzania. Później awansował na doradcę dyrektora BM BGŻ. W 1997 roku został doradcą wicepremiera, ministra finansów. Wykonywał analizy przedprywatyzacyjne przedsiębiortw państwowych, współpracował przy przygotowywaniu ofert publicznych. Brał też bezpośredni udział w prywatyzacji największych polskich instytucji finansowych. Z ministerstwa przeszedł do Banku Handlowego, gdzie został dyrektorem Biura Zarządzania Aktywami. W ubiegłym roku został prezesem wydzielonej spółki Handlowy Zarządzanie Aktywami.Maciej BombolLicencja nr 3. Ukończył Politechnikę Warszawską, Wydział Mechaniki Precyzyjnej, specjalność Inżynieria Biomedyczna. Po studiach pracował w Centralnym Ośrodku Techniki Medycznej. Kiedy powstała giełda, zdecydował się na egzamin maklerski, który zdał za drugim podejściem. Zmiana zawodu pociągnęła za sobą zmianę miejsca pracy. ? Zniechęcony do firm państwowych (sam przecież pracowałem przez kilka lat w takiej) chciałem spróbować szczęścia w prywatnym przedsięwzięciu. Okazało się jednak, że mój wybór nie był najszczęśliwszy ? mówi Maciej Bombol. Zatrudnił się jako makler w Biurze Maklerskim Banku Handlowo-Kredytowego. Instytucja ta miała, jak się później okazało, stracić licencję na prowadzenie czynności bankowych. Wraz z tym faktem przestało funkcjonować biuro maklerskie związane z BHK. Nie pozostało nic innego, jak poszukać nowego miejsca pracy. Po kilku miesiącach przeszedł, wraz z grupą innych osób, z BM BHK do Banku Handlowego, gdzie współorganizował biuro maklerskie. (Był maklerem a później zarządzającym środkami COK BH). Na początku 1994 roku uzyskał licencję doradcy inwestycyjnego. Współorganizował zarządzanie aktywami w BH i przez dwa lata nim kierował. W 1996 r. otrzymał propozycję współpracy przy prywatyzacji Banku Handlowego. ? Często pracowaliśmy przez 12, a nawet 15 godzin. Zdarzało się też, że siedzieliśmy nad jakimś projektem przez całą noc. Wychodziliśmy o 6 nad ranem, mówiąc do zobaczenia o 9. Zaczynał się bowiem nowy dzień pracy i musieliśmy być obecni ? wspomina Maciej Bombol. Po pomyślnie zakończonym procesie prywatyzacyjnym, wrócił do zarządzania aktywami. Obecnie jest wiceprezesem Handlowy Zarządzanie Aktywami (jest również zarządzającym).Mirosław PanekLicencja nr 4. Wcześniej uzyskał też licencję maklera papierów wartościowych (nr 195). Ukończył Wydział Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Później uzyskał doktorat w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika, gdzie pracował przez 10 lat. Po uzyskaniu licencji doradcy w 1994 roku współorganizował dział zarządzania portfelami klientów w BH. Przez dwa lata zarządzał portfelami klientów w Banku Handlowym. W 1997 roku przeszedł do ABN AMRO, gdzie zajmował się rynkiem pierwotnym (brał udział w organizowaniu gwarantowania emisji akcji) oraz współorganizował firmę zarządzającą aktywami. Później zarządzał portfelami klientów w ABN AMRO Asset Management. Uczestniczył również w zarządzaniu tą spółką. Obecnie członek zarządu, dyrektor inwestycyjny ING BSK Asset Management. Był członkiem komisji egzaminacyjnej dla doradców inwestycyjnych. Uczestniczy w programie CFA. Ukończył trzeci, a jednocześnie ostatni poziom.Piotr JastrzębskiLicencja nr 5. Nigdy nie wykonywał zawodu doradcy inwestycyjnego. Studiował fizykę, później matematykę. Tytuł magistra uzyskał na Salford University z zastosowania systemów ekspertowych w ocenie strategii marketingowej oraz równolegle na Politechnice Warszawskiej. Już będąc studentem pracował jako programista. Tuż po studiach zaczął pracę w BRE Banku. To właśnie ta instytucja skierowała go na kurs maklerski. W niedługim czasie został naczelnikiem BRE Brokers. Był odpowiedzialny za dział nowych emisji i projekty rozwoju biura. Nadzorował przeprowadzenie 5 ofert publicznych, w których BRE Brokers było oferującym. Po zdaniu egzaminu opuścił biuro maklerskie i został doradcą prezesa banku, którym wówczas był Krzysztof Szwarc. Brał udział w prywatyzacji banku oraz w przeprowadzaniu kolejnych emisji akcji BRE. Uczestniczył w pracach nad inwestycjami kapitałowymi BRE i projektami doradztwa finansowego na rzecz klientów. Obecnie jest wiceprezesem spółki świadczącej usługi w zakresie bankowości inwestycyjnej z grupy BRE Banku ? Business Management&Finance. W ramach pracy dla BMF prowadził takie projekty, jak: prywatyzacja Polskich Linii Lotniczych LOT, Przejęcie AmerBanku przez DG Bank, przejęcie PBR przez BRE Bank oraz aktywnie uczestniczył w procesie fuzji CPN i Petrochemii Płock oraz pierwszej oferty publicznej PKN.Michał SzczurekLicencja nr 6. Zdał egzamin maklerski pracując już w Domu Maklerskim Banku Śląskiego. Potem rozpoczął pracę w Biurze Maklerskim Banku Gospodarki Żywnościowej. ? Do mnie należało uruchomienie działalności wydziału zarządzania. Musiałem zebrać odpowiednich ludzi, miałem dobrą lekcję kontaktu z klientami. Spotkanie z każdym z nich wnosiło bardzo dużo do sposobu zarządzania. W wielu krajach młodzi ludzie, legitymujący się najczęściej certyfikatem CFA, dostają do zarządzania anonimowe miliony dolarów ? mówi Michał Szczurek. Po zdobyciu doświadczenia w poprzednich dwóch biurach, zdecydował się na przejście do grupy ING. ? Instytucja ta działa w różnych segmentach usług finansowych, co daje jej możliwość pozyskiwania większych środków. Szybko zaangażowałem się w tworzenie powszechnego Towarzystwa Emerytalnego ? wyjaśnia Michał Szczurek.Jak powinna wyglądać kariera doradcy inwestycyjnego? ? Aby zdobyć odpowiednie kwalifikacje, trzeba przejść przez wszystkie szczeble. Trzeba przejść przez codzienną prace operacyjną, robienie analiz, doradzanie, wreszcie zarządzanie portfelem o różnych strategiach i poziomach aktywów, poprzez coraz bardziej odpowiedzialne zajęcia. Np. uruchamianie bądź prowadzenie spółek. To powinien być naturalny kierunek obierany przez doradców ? uważa Michał Szczurek. Obecnie jako prezes PTE jest odpowiedzialny zarówno za sprawy finansowe, jak i zarządzanie aktywami. ? Moje obowiązki w tym zakresie ograniczają się do nadzorowania decyzji podejmowanych przez komitet inwestycyjny ? twierdzi Michał Szczurek.