Prawie 80 milionów Amerykanów ma akcje
Liczba Amerykanów mających akcje jest większa niż kiedykolwiek i pewnie dlatego trudno jest określić wizerunek typowego inwestora.
Jeszcze nie tak dawno, gdy Rezerwa Federalna obniżała stopy procentowe, na jej adres przychodziły całe worki listów od amerykańskich emerytów, zaniepokojonych, że taka decyzja zmniejszy ich dochody z rachunków oszczędnościowych. Teraz pewnie byłaby powitana z aplauzem przez naród akcjonariuszy. Prawie połowa gospodarstwa domowych w Stanach Zjednoczonych ma akcje bezpośrednio albo pośrednio, poprzez fundusze inwestycyjne i programy emerytalne. Jest to większy udział niż kiedykolwiek w historii.W przededniu ostatniego posiedzenia Fed, na którym nie zmieniono stóp procentowych, ukazał się comiesięczny raport PaineWebber i Gallupa, z którego wynikało, że optymizm inwestorów jest największy od lutego. W roku wyjątkowej zmienności kursów i dramatycznego zwrotu w koniunkturze popularnych akcji internetowych, inwestorzy nadal spodziewają się zysków po opodatkowaniu ponaddwukrotnie wyższych od historycznej średniej na poziomie 6?7%.Rozpowszechniający się zwyczaj posiadania akcji sprawia, że nastrojami, zachowaniem czy nawet tożsamością przeciętnego amerykańskiego inwestora detalicznego coraz bardziej interesują się nie tylko domy maklerskie szukające nowych klientów, analitycy i decydenci z banku centralnego, ale również politycy zabiegający o głosy w listopadowych wyborach.Jednak problem przy analizowaniu tej rosnącej grupy Amerykanów polega na tym, że bardzo trudno jest scharakteryzować sylwetkę przeciętnego inwestora. Dzięki rozwojowi funduszy inwestycyjnych i programów emerytalnych oraz w wyniku hossy na giełdach liczba Amerykanów inwestujących w akcje wzrosła w latach 1983?1999 o 86%, do 78,7 mln osób. A z tego wynika, że akcjonariusze są we wszystkich warstwach i klasach amerykańskiego społeczeństwa.Oczywiście, nie znaczy to jeszcze, że wszyscy Amerykanie mają akcje. W opublikowanym w kwietniu raporcie dla Rezerwy Federalnej Carol Bertaut i Martha Starr-McCluer zwracają uwagę, że posiadanie niektórych aktywów, zwłaszcza akcji i obligacji, jest skoncentrowane w górnej części hierarchii zamożności. Nie jest też wcale jasne, czy przenoszenie środków na ryzykowne instrumenty finansowe jest powszechne.Gorące dyskusje wywołuje też wpływ tzw. efektu bogactwa ? a więc wydawania przez konsumentów ich zysków kapitałowych w czasie dobrej koniunktury na rynku. Niektórzy analitycy są przekonani, że zachowanie rodzin jest o wiele bardziej związane z wartością ich domów, która wciąż stanowi największą część aktywów większości amerykańskich gospodarstw domowych.Inni analitycy wysuwają zaś tezę, że ruchy na giełdach mają wpływ na zachowanie nawet tych konsumentów, którzy nie posiadają akcji. ? Jest wystarczająca liczba dowodów, by wykazać, że przeciętny Amerykanin uważa giełdę za barometr ogólnej koniunktury ? twierdzi Christine Calliers z Merrill Lynch.Z przeprowadzanego co trzy lata przez Fed badania finansów konsumentów wynika, że procent amerykańskich rodzin z jakimkolwiek udziałem w rynku akcji wzrósł z 31,6 do 48,8 między 1989 r. i najnowszym raportem z 1998 r. Akcje posiadane bezpośrednio lub pośrednio stanowią dzisiaj ponad połowę finansowych aktywów rodzin wobec zaledwie jednej czwartej przed 11 laty.Securities Industry Association (SIA) ? stowarzyszenie północnoamerykańskich firm maklerskich ? oraz Investment Company Institute (ICI) ? grupujący amerykańskie fundusze inwestycyjne próbowały przed rokiem na podstawie oddzielnych ankiet sporządzić sylwetkę typowego inwestora. Wyłonił się z nich wizerunek osobnika w średnim wieku, żonatego (lub zamężnej), z wyższym wykształceniem i o rocznym dochodzie na poziomie 60 tys. USD, który decyzje inwestycyjne podejmuje wspólnie ze współmałżonkiem. Ich działania na rynku nie mają charakteru spekulacyjnego. I rzeczywiście, według SIA i ICI, jedynie 45% ankietowanych osób kupowało lub sprzedawało akcje w burzliwym r98, kiedy to rynkami wstrząsały zapaść finansowa Rosji, światowy kryzys płynności i groźba bankructwa Long-Term Capital Management.Jednak ani omawiane ankiety SIA i ICI, ani raport Fed nie doceniły stopnia prorynkowej orientacji Amerykanów. Ich pęd do rynku spowodował najszybszy wzrost kursów akcji, który rozpoczął się w październiku ubiegłego roku i zakończył w połowie kwietnia, po spadku indeksu Nasdaq Composite o 25%.Mimo dużych wahań na rynku w tym roku, Chase H&Q ? oddział bankowości inwestycyjnej Chase Manhattan, szacuje, że liczba internetowych rachunków w biurach maklerskich w Stanach Zjednoczonych wzrosła od grudnia do czerwca o 38%, do 17,4 mln.Aż do czasu opublikowania wyników przyszłorocznych ankiet SIA i ICI nie będzie wiadomo, czy zachowania inwestorów zmieniły się na tyle, by zmącić obecny obraz typowego akcjonariusza, czy klienta funduszy inwestycyjnych, z którego wyłania się ktoś o umiarkowanym temperamencie inwestycyjnym. Czy na przykład akcjonariusze częściej będą wymieniali skład swoich portfeli, jak wynikałoby to z najnowszych badań?ICI odkrył stopniowy wzrost stopy wykupu jednostek uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych, ale starszy ekonomista tego instytutu Brian Reid twierdzi, że ta tendencja rozpoczęła się już w latach 70. i nie wiadomo, czy wynika ona z tego, że niewielu inwestorów robi wielkie obroty, czy też wszyscy inwestorzy zwiększają swoją aktywność.Utrzymuje on, że psychologia rynku niewiele różni się od tej sprzed 50 lat i że większość indywidualnych inwestorów nadal kupuje na długie terminy. Faktem jest, że jednym z najszybciej rozwijających się brokerów internetowych jest Buyandhold.com, adresujący swoją ofertę raczej do oszczędzających niż do spekulantów.Prognozy zysków z giełdy zmieniły się w ostatnich kilku latach, a więc w okresie, w którym wielu inwestorów zdołało osiągnąć klikudziesięcioprocentowe zwroty z akcji. Wprawdzie z ankiety PainWebber/Gallup wynika, że oczekiwane przez inwestorów stopy zwrotu w najbliższych 12 miesiącach zmniejszyły się od grudnia, ale jedna dziesiąta ankietowanych nadal spodziewa się zysków przekraczających 25%. Większość analityków uważa, że takie wyniki będą prawie niemożliwe do osiągnięcia w najbliższym roku.Co mogłoby zburzyć optymistyczne nastroje? Długotrwała stagnacja rynku lub utrzymujące się spadki. Ale, jak wskazuje jeden ze strategów z Wall Street: Zwykli inwestorzy są zadziwiająco uparci. Nawet ludzie, których poważnie dotknęła korekta na akcjach technologicznych, wciąż wydają się mieć zaufanie do pewnego rodzaju doskonałej elastyczności cen. Myślą, że im większy był spadek, tym większy będzie wzrost. A skoro tak myślą, to w końcu znowu zaczną kupować.
Na podstawie ?Financial Times? opr. J.B.