Z Hanną Gronkiewicz-Waltz, prezesem Narodowego Banku Polskiego rozmawia Łukasz Kwiecień

Nie była Pani przerażona żenująco niskim poziomem merytorycznym kampanii prezydenckiej?Patrzyłam na nią o tyle spokojnie, że ? jako prawnik ? doskonale wiem, jakimi uprawnieniami dysponuje prezydent. Nie wydaje mi się, żeby kampania była gorsza niż poprzednie kampanie przed wyborami.Po dziesięciu latach od początku zmian, po dziesięciu latach edukacji ekonomicznej, publicznie są wciąż formułowane te same populistyczne hasła. Np. o pieniądzach, które rzekomo czekają w bankach tylko po to, by po nie sięgnąć i rozwiązać wszystkie problemy...Jeśli tezy takie formułowałby ktoś, kto miałby szansę na uzyskanie znaczącego wyniku wyborczego, istotnie mogłoby to powodować stres. Ale tak się nie stało. Generalnie jednak, bardziej bym się martwiła, gdyby podobne tezy pojawiały się w kampanii parlamentarnej. Niepokoi mnie jednak to, iż pojawiają się pomysły nie tyle absurdalne, co nie przemyślane. Jeśli ktoś np. mówi, że PKO BP i BGŻ powinny pozostać w rękach Skarbu Państwa, to powinien ? niemal jednym tchem ? wskazać źródło środków na dokapitalizowanie tych banków z budżetu państwa. Niezależnie od sposobu prywatyzacji, PKO BP musi zostać dokapitalizowane co najmniej dwoma miliardami. Niespełnienie tego wymogu zmusi Komisję Nadzoru Bankowego do wykorzystania uprawnień nadzorczych na takich samych zasadach, jak w stosunku do innych banków. Jeśli zapadnie decyzja, iż PKO BP ma pozostać pod kontrolą Skarbu Państwa, to oczekuję, iż rząd w budżecie na najbliższe dwa lata zarezerwuje łącznie ok. czterech miliardów złotych na dokapitalizowanie tego banku. Ale pozostawienie pakietu kontrolnego w rękach Skarbu Państwa utrudni ewentualną sprzedaż pozostałych akcji inwestorom zewnętrznym, ze względu na obawy przed ingerencją polityczną w sprawy banku.Nie ma pani wrażenia, że od kilku lat zaczynamy kręcić się w kółko, dreptać w miejscu. Przecież znowu będziemy musieli się cieszyć, jeśli wskaźnik inflacji rocznej spadnie poniżej 10 procent. Tracimy czas...Nie zgadzam się z tezą, że tracimy czas. Ale na pewno czas nie jest w pełni wykorzystany. Zabrakło odpowiedniego policy mix, czyli zharmonizowania polityki budżetowej z polityką pieniężną. Prawie dwa lata temu zakładaliśmy, że rząd będzie prowadził zdyscyplinowaną politykę fiskalną, tymczasem ona została poluzowana. W efekcie, po serii ? jak się okazało ? zbyt częstych obniżek stóp, musieliśmy reagować na zwiększanie inflacji podwyższaniem stóp. Takie działanie jest zawsze kontestowane, niemniej uważam, że wszystkie podwyżki były zasadne.Rząd robi swoje, Rada swoje. Ale niestety, obie instytucje idą w przeciwnych kierunkach. Państwa wysiłki mogą być interpretowane jako desperacka próba rekompensowania złej, bo zbyt poluzowanej, polityki budżetowej.Przez podwyżki stóp neutralizujemy część popytu kreowanego przez poluzowanie polityki budżetowej. Ale przecież nic dramatycznego się nie dzieje. Eksport systematycznie rośnie. Proszę pamiętać, że np. Słowacja i Estonia miały deficyt na rachunku obrotów bieżących sięgający nawet 12 procent. Kurs złotego będzie się wahać. Powinien on być wyznaczany przez rynek, a nie sztucznie windowany przez oczekiwania na wpływy z kolejnych prywatyzacji. Natomiast niewątpliwie, z punktu widzenia bezpieczeństwa gospodarki, konieczne jest prowadzenie znacznie bardziej restrykcyjnej polityki budżetowej. To bardzo niepopularne, ale naprawdę konieczne.Czy nie jest zatem potrzebne wzmocnienie pozycji RPP względem rządu? Bo przecież grożenie palcem, w postaci ostrzegawczej podwyżki stóp, nie skutkuje.Tak jak jestem za niezależnością banku centralnego od rządu, tak uważam, że nie może być sytuacji, w której bank centralny byłby ponad rządem. Rząd musi jednak się liczyć z konsekwencjami takiej polityki. Z drugiej strony, proszę pamiętać, że nawet w rozwiniętych gospodarkach występowały okresy wysokich stóp procentowych. Na początku lat 80., przy dwucyfrowej inflacji w USA, ówczesny prezes Zarządu Rezerwy Federalnej Paul Volcker podniósł stopy procentowe do poziomu 21 punktów. I nikt nie mówił o kryzysie finansowym. Wszystkie rządy niechętnie dokonują cięć w wydatkach w okresie prosperity. Robią to dopiero wtedy, gdy są do tego zmuszone. Są, oczywiście, chlubne wyjątki ? Stany Zjednoczone wypracowały nadwyżkę budżetową, ale to chyba pierwszy taki przypadek na większą skalę. Nadwyżkę ma też np. Holandia.Gdzie jest granica zaostrzania polityki pieniężnej w Polsce?Będziemy podwyższali stopy procentowe do momentu, w którym uznamy, że osiągnięcie w 2003 roku inflacji poniżej 4 procent jest realne.A obecny poziom stóp nie może zahamować wzrostu PKB?Zależy nam na zrównoważonym rozwoju, a nie sztucznym podsycaniu wzrostu. Nie możemy dopuścić do przegrzania gospodarki. Stopa wzrostu PKB na poziomie 7 procent wcale nie była dobra. Uważam, że 5-proc. zrównoważony wzrost gospodarczy jest lepszy od znacznych wahań tempa. Każda gospodarka musi znaleźć swoje tempo. Powtórzę jeszcze, że my, Rada, musimy robić swoje. To nie jest ciało polityczne. Musimy realizować nasze konstytucyjne zadanie walki z inflacją.W ostatnim czasie część zachodnich analityków coraz wyraźniej ostrzega przed groźbą wystąpienia kryzysu finansowego w Polsce.Sytuacja jest pod kontrolą. Pewne propozycje z kampanii przed wyborami prezydenckimi (np. weryfikowania lub zatrzymania prywatyzacji) byłyby fatalnie odebrane przez inwestorów zagranicznych. Wypracowywanie zaufania do Polski trwało długo. Nieprzemyślane deklaracje mogą podważyć to zaufanie. A co do raportów zagranicznych, to uważam, że zdarzają się analizy makroekonomiczne przygotowywane po to, by opóźnić wejście Polski do Unii Europejskiej. Niektóre zaś są po prostu nierzetelne.Dziękuję za rozmowę.