Faksem z Gdańska

Większość aktywnych zawodowo Polaków nie życzy sobie ustawowego skrócenia czasu pracy. Tak wynika z sondaży. Znowu ?przyjaciele ludu? próbują kogoś uszczęśliwić na siłę.W obecnej sytuacji polskiej gospodarki takie gesty wyborcze są polityczną ekstrawagancją i źle się stało, że 40-to godzinny tydzień pracy został wsparty we wrześniu 2000 przez większość sejmową (PSL/SLD/AWS), wbrew stanowisku rządu. Ale ów komunikat społeczny, mówiący, że ludzie niekoniecznie czekają na takie podarunki, czyli zachowują zdrowy rozsądek i zdolność oceny sytuacji, jest bardzo krzepiący i winien być zachętą do ponownego, sensownego przejrzenia naszego ustawodawstwa pracy.Kryterium jest jedno, śmiertelnie poważne ? czy jesteśmy przygotowani na zderzenie polskiego wyżu demograficznego z możliwościami gospodarki, w epoce globalnej konkurencji. Jeśli tak się stawia problem, odpowiedź może być tylko jedna i jest negatywna. Dotychczasowa ewolucja kodeksu pracy generuje wzrost kosztów pracy, czyli obniża naszą względną konkurencyjność na tle Europy Środkowowschodniej. Nasza godzina pracy kosztuje ponad 4 dolary, to jest więcej niż na Węgrzech i w Czechach oraz znacznie więcej niż w obszarze dawnego ZSRR. Kodeks popycha w kierunku czarnej strefy i ogranicza mobilność pracy. W sumie, sami sobie utrudniamy walkę z rosnącym bezrobociem.Nikomu w Europie nie udało się ograniczyć bezrobocia, zmniejszając ustawowy czas pracy, a negatywny przykład Francji winien być ostatecznym ostrzeżeniem. To są niby prawdy oczywiste, ale mało przekładalne na układ sił politycznych i tym samym proces tworzenia prawa. Optymistyczny impuls wyborów prezydenckich, które dały odpór wszelkiej demagogii, oraz sondaże ujawniające trzeźwy głos społeczeństwa zachęcają do inicjatywy, w której aktualnie uczestniczę.Wnosimy do Sejmu projekt rozluźnienia kodeksu pracy. Cytuję jeden z pierwszych proponowanych zapisów (zmiana w art. 18 obecnego kodeksu): ?...W sytuacji grożącej upadłością lub likwidacją pracodawcy, w uzgodnieniu z zakładową organizacją związków zawodowych, można dokonać niezbędnych odstępstw od obowiązujących przepisów prawa pracy na okres nie dłuższy niż 6 miesięcy?. Chodzi oczywiście o elastyczność w obliczu kryzysu, czyli możliwość reagowania na kondycję firmy tak, aby dać jej szansę przetrwania. I tak dalej, w tym guście. Choćby brak obowiązkowego regulaminu pracy w firmach do 50 pracowników. Jest też ponowiona obrona 42-godzinnego czasu pracy. Czy to się uda w parlamencie szykującym się do kampanii wyborczej, nasyconym przez związkowców lewicy i prawicy?Wiele zależy od skuteczniejszego lobbingu ze strony pracodawców, którzy na szczęście, w tej sprawie mówią jednym głosem. Niewątpliwym sojusznikiem staje się opinia publiczna, dostrzegająca fiasko dotychczasowej polityki dociążania pracodawców i biurokratyzowania gospodarki. Vox populi przeciw populistycznym receptom? Może się tego doczekamy!

JANUSZ LEWANDOWSKI