Bankowy Fundusz Gwarancyjny zakupił swoją docelową siedzibę bez przetargu i wydał na nią ponad 77 mln zł - wynika z kontroli NIK. Izba zarzuca także BFG nieprzestrzeganie ustawy o ochronie danych osobowych. W środę NIK oceniła działalność BFG w latach 1995-99. Ogólnie NIK pozytywnie oceniła działania Funduszu w zakresie wypłat środków gwarantowanych klientom upadłych banków, ale skrytykowała Fundusz za złą - jej zdaniem - gospodarkę finansową. Dla NIK przykładem złego gospodarowania BFG jest zakup jego docelowej siedziby przy ul. Ks. Skorupki w Warszawie. "Koszt zakupu tego budynku, łącznie z gruntem, wyniósł 77,7 mln zł (z VAT). Z porównania tej transakcji z zakupem w III kwartale 1999 r. siedziby przez Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń wynika, iż cena 1 m kw budynku (łącznie z gruntem) zapłacona przez BFG stanowiła 194 proc. ceny zapłaconej przez PUNU" - czytamy w raporcie NIK. "Nie było podstaw, by tak drogą siedzibę nabywać. Zwłaszcza, że stanowi ona miejsce pracy dla zaledwie stu osób" - powiedział prezes NIK Janusz Wojciechowski. Ze stanowiskiem NIK nie zgadza się prezes BFG Ewa Kawecka-Włodarczyk. Jej zdaniem, dzięki własnej siedzibie Bankowy Fundusz Gwarancyjny oszczędza rocznie ok. 3,5 mln zł i może lepiej zabezpieczać swoje bazy informatyczne. Kaweca-Włodarczyk wyjaśniła, że tylko ok. 40 proc. powierzchni biurowej przeznaczone jest dla pracowników Funduszu. Reszta to pomieszczenia do spotkań z przedstawicielami banków, z klientami oraz pokoje techniczne. Szef BFG przypomniała, że budynek został zakupiony z własnych środków Funduszu. "Ważne było, by mieścił się blisko Dworca Centralnego. Naszymi klientami są często osoby z prowincji, czy przedstawiciele banków spółdzielczych. Dla nich Dworzec Centralny jest ważnym punktem odniesienia do poruszania się w Warszawie" - powiedziała Kawecka-Włodarczyk. NIK zarzuciła również BFG, że nie zgłosił Generalnemu Inspektorowi Ochrony Danych Osobowych (GIODO) do rejestracji swoich zbiorów danych osobowych. Według kontrolerów, 20 czerwca 2000 r. Inspektor złożył w tej sprawie w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Informację tę potwierdziła PAP rzeczniczka GIODO Małgorzata Kałużyńska-Jasak. Przypomniała, że bazy danych należało rejestrować do 30 października 1999 r. O zawiadomieniu do prokuratury nic nie wie Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Według mec. Andrzeja Jankowskiego z BFG, Fundusz uważał, iż ustawa o ochronie danych osobowych go nie dotyczy. "Wypłaty deponentom toczą się w ramach postępowań upadłościowych, czyli stricte sądowych. Według nas, dane takich osób nie podlegają regulacji ustawy o ochronie danych osobowych" - powiedział Jankowski. Dodał, że informacje te są objęte tajemnicą bankową. BFG w chwili, gdy dowiedział się, iż GIODO wymaga od niego rejestracji danych, przystąpił do wypełniania wniosków rejestracyjnych. Według Jankowskiego, Fundusz złożył je w październiku tego roku. NIK skrytykowała również BFG za to, że w latach objętych kontrolą nie przekazywał ministrowi finansów kwartalnych informacji nt. udzielonych pożyczek i gwarancji. "Naszym zdaniem, nie jesteśmy firmą państwową, tylko prywatną i pewnych obowiązków nie musimy dopełniać" - powiedział Jankowski. Dodał, że potwierdził to w listopadzie br. Sejm, nowelizując zapis o BFG. W ustawie tej (będzie nad nią debatować w czwartek Senat), obok zmian zwiększających ochronę deponentów bankowych, przyjęto zmianę dot. tego, iż BFG nie jest państwową osobą prawną. Według NIK, nie pozwoli to jej kontrolerom sprawdzać wydawania publicznych pieniędzy. Fundusz tymczasem uważa, że na jego kontach zgromadzone są środki przede wszystkim prywatne, nad którymi NIK nie może mieć kontroli. W okresie objętym kontrolą BFG wypłacił deponentom środki gwarantowane w łącznej wysokości 173 mln zł. Obecnie - według informacji prezesa NIK - Fundusz zgromadził aktywa o wartości ok. 3 mld zł.

(PAP)