Codziennie czołówki amerykańskich gazet przynoszą informacje potwierdzające rozprzestrzenianie się choroby ? gospodarka amerykańska cierpi! Czyżby zbliżał się koniec najdłuższego w historii USA nieprzerwanegoboomu ekonomicznego, który trwa od marca 1991 roku?

Czy mamy do czynienia z końcem boomu, który udowodnił, że gospodarka amerykańska jest bardziej dynamiczna od europejskiej, że potrafi lepiej wykorzystać globalizację i innowacje techniczne? Boomu, który sprawił, że Amerykanie prześcignęli Europejczyków w tempie wzrostu wydajności pracy, że osiągnęli najniższe od ponad 30 lat bezrobocie, że po 30 latach deficytów doprowadzili do zrównoważenia budżetu?Polityka a gospodarkaPrzez ostatnich kilka miesięcy Amerykanie zajmowali się tylko polityką i wyborami, obserwując walkę w kampanii, a potem rozpaczliwe szukanie wyników w najdziwniejszych z dziwnych wyborach prezydenckich. Nie mieli więc głowy do martwienia się gospodarką.Przestraszyli się jednak, gdy prezydent-elekt George W. Bush zasugerował, że z ich wspaniałą gospodarką jest coś nie tak.? Jak już mówiłem, są na horyzoncie pewne sygnały ostrzegawcze. Martwię się zwolnieniem wzrostu gospodarczego ? powiedział G. Bush i zasugerował, że może nawet dojść do recesji.I choć wielu obserwatorów doskonale wie, że G. Bush spowolnieniem wzrostu gospodarki chciał uzasadnić redukcję podatków, czyli główny punkt swojego przedwyborczego programu ekonomicznego, to jednak na jego wypowiedzi Biały Dom zareagował wyraźnym rozdrażnieniem.Przedstawiciele ustępującej administracji B. Clintona uważają, że mówienie o recesji może się okazać samo--spełniającym się proroctwem. Twierdzili też zdenerwowani, że najwyraźniej G. Bush próbuje przerzucić na demokratów odpowiedzialność za swoje ewentualne niepowodzenia gospodarcze.Bush do swojego planu obniżenia podatków o 1,3 miliarda dolarów w najbliższych 10 latach przekonywał ekonomistów i przedstawicieli kół biznesu. W naradzie na temat stanu gospodarki i kierunków polityki gospodarczej, prowadzonej za zamkniętymi drzwiami, u G. Busha w Austin w Teksasie wzięli udział szefowie 32 największych amerykańskich koncernów ze ?starej? gospodarki (przemysł wytwórczy) i ?nowej ekonomii? ? sektora informatyki i innych supernowoczesnych technologii.Po tej naradzie nie wyciekło do prasy ani jedno słowo, o recesji G. Bush już więcej nie wspominał. Faktem jest jednak, mówią obserwatorzy, że występują niepokojące oznaki.Niepokojące oznakiNajpierw pojawiły się dane o malejącym tempie wzrostu gospodarczego. Potem kolejne firmy zaczęły pokazywać słabsze niż przed rokiem wyniki finansowe. Eksperci zaczęli przebąkiwać, że amerykańskiemu rozwojowi zagrażają przede wszystkim: duży deficyt obrotów bieżących i wysokie zadłużenie sektora prywatnego. Dolar osłabł w stosunku do euro, co ? jak podkreślili od razu analitycy ? oznacza ?przesuwanie się? nadziei inwestycyjnych z USA do Europy.Raporty wykazały w listopadzie drugi raz z rzędu spadek produkcji przemysłowej. Wtedy po raz pierwszy ekonomiści zaczęli bić na alarm, twierdząc, że pokazuje to nie tylko drastyczne schłodzenie gospodarki, ale może oznaczać nawet pojawienie się ryzyka recesji. Zaniepokoiło to nawet szefa Federal Reserve, czyli amerykańskiego banku centralnego, Alana Greenspana.W listopadzie spadła też, po raz pierwszy od trzech miesięcy, liczba kupowanych nowych wolno stojących domów ? pokazały to rządowe raporty dotyczące budownictwa. Po 1999 roku, gdy Amerykanie pobili rekord, kupując 907 tysięcy nowo zbudowanych domów, rok 2000 był mniej udany.W grudniu indeks aktywności produkcyjnej w przemyśle wytwórczym spadł do najniższego poziomu od 1991 roku, czyli od czasu ostatniej recesji ? głosi raport NAPM (National Association of Purchasing Management) ? to widomy znak, że niebezpieczeństwo się zbliża ? zaczęli panikować niektórzy ekonomiści.PesymizmBezrobocie w grudniu utrzymało się na tym samym poziomie, co w listopadzie, czyli wyniosło 4,0%, jednak było to o 0,1 pkt. proc. więcej niż w rekordowym wrześniu i październiku, gdy stopa bezrobocia była najniższa od 30 lat. Mimo iż z bezrobociem nie jest tak fatalnie, bo powstają nowe miejsca pracy, to jednak może ono nadal wzrastać, ze względu na ?dramatyczne spowolnienie wzrostu gospodarczego? ? ocenili specjaliści z Salomon Smith Barney w Nowym Jorku.Dane Biura Badań Statystycznych ds. rynku pracy w USA również nie są optymistyczne ? w 2000 roku pracę w amerykańskich zakładach straciło 180 tysięcy pracowników. Kolejne firmy informują o planowanych zwolnieniach i likwidacji punktów sprzedaży. Niemały dom handlowy ?Sears? chce na przykład rozwiązać umowy o pracę z 2400 pracownikami i do końca marca zamknąć prawie 90 sklepów. Xerox zwolni 3200 pracowników, potentaci samochodowi Ford i Chrysler czasowo zamykają niektóre zakłady i na siłę próbują pozbyć się nie sprzedanych aut. Sprzedaż samochodów spadła w grudniu w General Motors o 18%, u Forda i Chryslera o 15%.Planowane zwolnienia wywołały popłoch, zwłaszcza wśród pracowników firm związanych z internetem. Powód redukcji ? niezadowalający poziom sprzedaży produktów i usług. Dotyczy to np. takich korporacji jak ?etoys? ? sprzedającej m.in. zabawki ? czy agencji reklamowej ?Engage.?Spowolnienie tempa wzrostu nie ominęło nawet sektora bankowego ? Bank of America i First Union już zmniejszyły przewidywane zyski. Według raportu firmy brokerskiej Lehman Brothers aż 15 spośród 54 badanych banków będzie miało wyniki gorsze od przewidywanych.Przykre wiadomości płyną również z giełdy na Wall Street. Trwająca bessa sygnalizuje pesymizm inwestorów ? mówią analitycy.Wyjątkowo pesymistycznie nastrajające były grudniowe wskaźniki zaufania konsumentów, najniższe od dwóch lat. Indeks optymizmu społecznego był niższy niż przewidywali analitycy.? Tak niskie wskaźniki pokazują, że klienci będą coraz spokojniej i rozważniej wydawać pieniądze również w 2001 roku, innymi słowy ? wydatki konsumentów będą się zmniejszały, powodując kłopoty dla całej gospodarki ? podkreślał Lynn Franco, dyrektor Centrum Badań Konsumentów i dodał. ? możemy się więc spodziewać dalszego spowolnienia wzrostu gospodarczego.Analitycy podkreślają, że skutki osłabienia wzrostu gospodarczego nie są równomiernie rozłożone. Niektóre dziedziny bardziej to odczuwają, podobnie, jak niektóre regiony. Szczęściarze pracują dla firm naftowych w Teksasie, pechowcy ? w przemyśle samochodowym w stanie Michigan ? tak najkrócej można powiedzieć.Najbardziej ucierpiał na spowolnieniu tempa wzrostu gospodarczego przemysł ciężki. Jerry Jasinowski, szef Krajowego Stowarzyszenia Przemysłowców, podkreśla, że w najgorszej sytuacji są zakłady produkujące podstawowe produkty, jak papier i stal.LekarstwoZaniepokojony sytuacją Fed niespodziewanie obniżył stopy procentowe aż o pół punktu. Sensacją była sama interwencja ? która nastąpiła między posiedzeniami banku centralnego ? a także jej skala ? zazwyczaj zmiany wysokości stóp procentowych wynoszą tylko ćwierć punktu.Teraz amerykańska stopa funduszy federalnych ? czyli procent, na jaki banki udzielają sobie nawzajem jednodniowych pożyczek ? wynosi 6%, stopa dyskontowa natomiast pięć i pół procenta.Potanienie kredytów, po raz pierwszy od ponad dwóch lat, ma być receptą na kłopoty. Ma zachęcić Amerykanów do wydawania pieniędzy, a firmy do inwestycji. To przecież napędzało wzrost gospodarczy przez ostatnie 10 lat.Eksperci podkreślają, że muszą upłynąć co najmniej dwa kwartały, zanim lekarstwo zaaplikowane przez Federal Reserve przyniesie pełny oczekiwany efekt. Niektórzy spodziewają się, że Fed na najbliższym posiedzeniu 30 stycznia ponownie obniży stopy procentowe. Inni z kolei mówią, że obniżenie stóp procentowych jest najlepszym dowodem na to, że gospodarka jest słaba. Pytanie tylko, czy przypadkiem nie jest za późno na interwencję?Potężnym hamulcem w odbudowie siły amerykańskiej gospodarki są ? jak oceniają obserwatorzy ? wciąż wysokie ceny ropy i gazu. Zwiększają one nie tylko wydatki konsumentów, pozbawiając ich pieniędzy na inne zakupy, ale powiększają też koszty tych dziedzin przemysłu, które zależą od paliw. Chodzi o elektryczność i komunikację lotniczą.Uspokajające głosyDo recesji jeszcze daleko ? uspokajają optymiści. Recesja występuje przecież, zgodnie z definicją, gdy przez co najmniej dwa kolejne kwartały maleje PKB. Ekonomiści przewidują na razie dalsze zwalnianie wzrostu w pierwszym kwartale tego roku do 2%.Niektórzy eksperci obawiają się jednak, że dalsze zwalnianie gospodarki, bessa na giełdzie, coraz mniejsze zakupy ludności i zwiększenie bezrobocia mogą wkrótce sprowadzić wzrost PKB do zera.? Rzeczywiście, prawdopodobieństwo wystąpienia recesji jest większe niż kiedykolwiek, a Federal Reserve bacznie obserwuje sygnały, czy spowolnienie aktywności gospodarczej i zmniejszanie wzrostu gospodarczego nie jest zbyt raptowne i zbyt duże ? oświadczył Jack Guynn, szef Federalnej Rezerwy w Atlancie.J. Guynn, zasiadający w Komitecie Otwartego Rynku, choć w tym roku bez prawa głosu, uważa, że zwolnienie tempa rozwoju gospodarczego może mieć pozytywne strony w długim terminie. Dlatego wezwał polityków, biznesmenów, inwestorów i konsumentów, żeby nie przesadzali w ocenach i nie wywoływali wilka z lasu, czyli nie mówili o recesji, gdyż mogą sprawić, że przepowiednia sama się zrealizuje.? Słabszy wzrost PKB nie jest tym samym, co brak wzrostu w ogóle. Nieco wyższe bezrobocie nie jest tym samym, co wysokie bezrobocie, niewielki ruch w górę przy wskaźniku inflacji nie jest tym samym, co wysoka inflacja. Wciąż amerykańska gospodarka jest obiektem zazdrości całego świata ? twierdzi J. Guynn.

Dorota Warakomska (TVP SA) z Waszyngtonu