Politycy chcą pomóc TSE
Masaaki Tsuchida, prezes Tokyo Stock Exchange, robi wszystko, aby politykom nie udało się przeforsować pomysłu zmierzającego do poprawy koniunktury na japońskiej giełdzie poprzez interwencyjne zakupy akcji ze środków rządowych. Niewykluczone że uda mu się storpedować te pomysły i skończy się na złagodzeniu reguł buy backu.Troska o kondycję TSE jest jednak zrozumiała, gdyż w obliczu narastającej konkurencji giełda ta musi ostro walczyć o utrzymanie statusu wiodącego rynku na świecie.Jednym z jej problemów, obok niekorzystnej koniunktury, jest malejąca liczba notowanych na tym parkiecie spółek zagranicznych. Jedenaście lat temu było ich 127, obecnie zaś pozostała jedna trzecia. Pewien wpływ na konkurencyjność TSE może mieć zmiana jej statusu, przekształcenie w spółkę akcyjną, ale Tsuchida uważa, że kluczową sprawą dla przyszłości tego parkietu jest uruchomienie zasobów gospodarstw domowych, stworzenie przez władze systemu zachęt sprzyjających inwestowaniu tych pieniędzy w akcje. Prezes tokijskiej giełdy ma na myśli głównie uruchomienie stosownych mechanizmów podatkowych.Przedstawiciele giełdy tokijskiej biorą aktywny udział w rozmowach na temat stworzenia przez siedem giełd (m.in. z udziałem New York Stock Exchange i Euronextu) globalnej platformy handlu akcjami przez 24 godziny na dobę. Japończycy obawiają się jednak, że w takim układzie ich parkiet może zostać zmarginalizowany, ponieważ główny obrót akcjami tamtejszych blue chips będzie koncentrował się gdzie indziej. Tsuchida uważa, że korzyści wiążące się ze wzrostem obrotów muszą być podzielone równo pomiędzy uczestników takiego aliansu roboczo określanego jako Global Equity Market (GEM). Prezes TSE nie spodziewa się, aby ten rynek mógł zostać uruchomiony jeszcze w tym roku.Koniunktura na giełdzie tokijskiej jednak najbardziej zależy od sytuacji gospodarczej. W tym kontekście dobrym sygnałem jest informacja o tempie wzrostu produkcji przemysłowej, które w roku minionym było najszybsze od 11 lat.
W.Z., ?Financial Times?