Sytuacja z ostatnich dni coraz bardziej przypomina to, co obserwowaliśmy przez większą część lutego przed załamaniem rynków. Dotyczy to zarówno naszego parkietu, jak i rynków światowych. Na tych drugich stopniowo inwestorzy zapominają o groźbie dalszego schłodzenia gospodarki USA. Znów skupiają się na doniesieniach z rynku fuzji i przejęć. Jego aktywność ma być potwierdzeniem dobrej kondycji spółek i trwania procesu ich ekspansji. Natomiast u nas uspokojenie nastrojów na świecie skutkuje zdecydowanym ograniczeniem podaży, przesuwaniem się jej na wyższe poziomy cenowe, dzięki czemu rynek nie ma większych kłopotów, by iść w górę. Ulubieńcy inwestorów są ci sami, co w lutym - małe i średnie firmy oraz banki. Wśród tych ostatnich głównie BRE, który odrobił prawie wszystkie straty. Stopniowo zatem wracamy do punktu wyjścia. Pojawia się jednak przy tym pytanie, czy dotarcie do niego nie wywoła takich samych reakcji, jak miesiąc temu. Co się zmieniło przez ten czas, by można było wierzyć, że naszej giełdzie nie grozi taki sam zwrot, jak wtedy. Kluczowym zdarzeniem, jakie miało miejsce w ostatnich tygodniach, była publikacja wyników za IV kwartał. Osiągnięcia spółek w tym okresie mogły wpłynąć na poprawę atrakcyjności wycen, które są od początku roku uznawane za wygórowane. Jednak wpłynęły w niewielkim stopniu, o czym świadczy to, o ile zwiększyło się grono przedsiębiorstw, których akcje wyceniane są na zachęcającym poziomie. Liczba spółek ze wskaźnikiem cena/zysk między 10 a 25 zwiększyła się symbolicznie.

Perspektywy naszej gospodarki też przez ostatnie tygodnie jakoś znacznie się nie poprawiły. W zamian

mamy coraz większą pewność, że podniosą się stopy procentowe. Równocześnie napływają informacje potwierdzające kłopoty amerykańskiej gospodarki. W konsekwencji wzrost zysków spółek w USA zarówno w I kwartale, jak i II kwartale wyniesie zaledwie po nieco ponad 3 proc. Ciekawym wydarzeniem była też rewaluacja korony słowackiej, wymuszona zwyżką kursu. Warto przypomnieć, że w początkach 2003 r. działania spekulantów, nakierowane na wypchnięcie forinta poza wyznaczony przedział wahań wymusiły zdecydowane działania na węgierskim banku centralnym. Skończyło się to silną wyprzedażą forinta.