Władze energetycznego koncernu Eesti Energia rozważają wprowadzenie spółki na giełdę. Środki zebrane od inwestorów mogłyby pójść między innymi na budowę nowej elektrowni atomowej w Ignalinie, której inwestorem będą też Polskie Sieci Energetyczne.
Sandor Liive, szef estońskiego koncernu, w rozmowie z dziennikiem "Aripaev" stwierdził, że w ofercie publicznej mogłyby zostać sprzedane nowe akcje dające 20 proc. udziałów w firmie. - Ostateczna decyzja jest w rękach rządu - zaznaczył prezes Eesti Energia.
Przedstawiciele firmy nie zdradzają, ile będzie warta oferta publiczna, ale eksperci nie mają wątpliwości, że może być to największe IPO w historii kraju. Do jego przeprowadzenia gorąco namawiają władze parkietu w Tallinie, którym zależy na ożywieniu estońskiego rynku pierwotnego. W ubiegłym roku na tamtejszej giełdzie pojawiły się dwie nowe spółki, a w sumie jest notowanych osiemnaście przedsiębiorstw.
Na prywatyzację Eesti Energia nie zgadza się jednak część partii wchodzących w skład rządzącej koalicji. Juhan Parts, minister gospodarki i komunikacji, twierdzi, że decyzja o wprowadzeniu spółki na giełdę może zapaść po tym, jak firma przedstawi długoterminowy plan inwestycji. Wśród projektów, które zamierza realizować Eesti Energia, jest budowa reaktora atomowego w litewskiej Ignalinie razem z Litwinami, Łotyszami i Polakami. Stara siłownia ma zostać zamknięta już za rok. Nowy blok, który powstanie na jej miejscu, ma zgodnie z pierwotnymi założeniami ruszyć w 2015 r. Jednak już mało kto wierzy, że uda się zrealizować inwestycję w tym terminie.
Estończycy mają też alternatywne warianty na wypadek poważnego opóźnienia budowy Ignaliny. Sandor Liive zapowiedział pod koniec lutego, że rozważany jest plan uruchomienia elektrowni atomowej w Estonii. Jej moce miały wynieść 400 MW (dla porównania, nowej Ignaliny 3200 MW), ale zaczęłaby działać nie wcześniej niż w 2025 r.