Wydarzeniem piątku na rynkach akcji, w tym również w Warszawie, była publikacja marcowego raportu z rynku pracy w USA. Dane mogły lekko przerazić. Stopa bezrobocia wzrosła do 5,1 proc. z 4,8 proc., natomiast w sektorze pozarolniczym ubyło 80 tys. miejsc pracy, po tym jak w lutym spadek wyniósł 76 tys. (po korekcie). Dane potwierdzają więc recesyjny scenariusz dla amerykańskiej gospodarki.
Przed danymi na GPW utrzymywały się lekkie wzrosty, którym towarzyszyły niewielkie obroty. Chwilę po 14.30 indeks dużych spółek, który zyskiwał prawie 0,9 proc., wrócił do czwartkowego zamknięcia. I tu logika się skończyła. Popyt, biorąc początkowo przykład z zachowania giełd europejskich, szybko odzyskał kontrolę nad rynkiem i nie oddał jej aż do końca notowań. Na zamknięciu WIG20, po wzroście o 1,34 proc., miał wartość 3025,98 pkt.
Próba wytłumaczenia piątkowej reakcji giełdy jest zbędnym trudem. Nie to jest najważniejsze. Liczy się tylko to, jakie wnioski można wyciągnąć na podstawie tego zachowania. A te są dla giełdy pozytywne.
Zachowanie to wskazuje na kontynuację procesu ignorowania niekorzystnych impulsów i reagowania na te korzystne. Nawet jeżeli ich znaczenie jest marginalne. To potwierdza gotowość światowych rynków akcji do wzrostów. Sprawą drugorzędną jest natomiast to, czy podstawę zwyżki będą stanowiły nadzieje na przyszłą poprawę sytuacji gospodarczej w USA, czy może przenoszenie się kapitałów z rynków towarowych na rynki akcji.
Wzrosty przede wszystkim powinny dotyczyć warszawskiej giełdy, którą w sposób istotny wspiera wciąż bardzo szybko rozwijająca się polska gospodarka. W pierwszej kolejności jej głównymi beneficjentami będą największe i najbardziej płynne spółki. Ten proces zresztą już jest widoczny. Dopiero w drugiej kolejności powinien zdecydowanie ruszyć do góry segment małych i średnich spółek.