W latach 80. Andrzej Rosiewicz śpiewał, że najgorszy interes jest lepszy od najlepszej pracy. W poprzednim systemie o gospodarce półotwartej nie stosowano się do reguł rynkowych, zatem prawie każdy, kto prowadził nawet mało wyrafinowaną działalność gospodarczą, mógł liczyć na dochód znacznie przewyższający zarobki nędznie opłacanych pracowników zatrudnionych w tzw. przedsiębiorstwach uspołecznionych. Dla nielicznych odważnych przedsiębiorców tamtych czasów dodatkowym kosztem była niesłychana udręka biurokratyczna i nieustanne nękanie przez władze fiskalne (sławetne domiary) oraz konieczność dawania łapówek na lewo i prawo.
Sytuacja, w której producent prostych okularów słonecznych lub zamków błyskawicznych (a tak naprawdę chałupnik) osiągał dochody znacznie wyższe niż wysokiej klasy specjalista i stanowił elitę finansową kraju, była na porządku dziennym. Na rynku krajowym faktycznie zamkniętym dla konkurencji wewnętrznej i zewnętrznej wszyscy producenci znajdowali się w uprzywilejowanej sytuacji. Stąd wziął się zapewne pomysł na refren piosenki Rosiewicza.
Kiedy w Polsce nastał kapitalizm, położenie drobnych producentów i chałupników gwałtownie się pogorszyło. Wystarczyło otworzyć gospodarkę na świat i uruchomić podstawowe mechanizmy rynkowe, a przede wszystkim dopuścić konkurencję. Bezpowrotnie skończyły się złote czasy tzw. prywatnej inicjatywy działającej według chorych peerelowskich reguł.
Obecnie, jak wskazują badania GUS budżetów gospodarstw domowych, prowadzenie działalności gospodarczej na własny rachunek mniej się opłaca niż zatrudnianie się w charakterze pracowników umysłowych, czyli tzw. białych kołnierzyków. Rzecz jasna, w rachunku takim nie są brani pod uwagę właściciele, wartych wiele milionów złotych, pakietów akcji spółek giełdowych, lecz taksówkarze, przedsiębiorcy budowlani, rzemieślnicy, właściciele sklepów i straganów czy wykonujący wolne zawody. Nie można wykluczyć zakłócenia wysokości dochodów prowadzących działalność na własny rachunek przez zmuszanie pracowników przez niektórych pracodawców do przechodzenia na tzw. samozatrudnianie.
Początek lat 90. był obiecujący. Dochód przypadający na jedną osobę w rodzinach prowadzących działalność gospodarczą był tylko nieznacznie niższy niż w rodzinach białych kołnierzyków. Przez resztę lat 90. dochody drobnych przedsiębiorców rosły wolniej niż białych kołnierzyków, zatem relacja dochodów tych dwóch typów rodzin poprawiała się na korzyść pracowników najemnych. Jestem zdania, że była to klęska kapitalizmu i tym samym zaprzeczenie prawa Rosiewicza powstałego w innych realiach gospodarczych. Można domniemywać, że piosenkarz wyszedł naprzeciw marzeniom ludności sfrustrowanej niskimi zarobkami u państwowych pracodawców.