Wystarczyła jedna sesja, by notowania na warszawskiej giełdzie wróciły do poziomu z 20 marca. W piątek nasz parkiet był drugim najsłabszym na świecie. Niepokojąco niskie obroty, jakie obserwowaliśmy w poprzednich dniach, dały znać o sobie. Potrzeba było niewiele, by notowania poszły w dół. WIG20 stracił przeszło 3 proc. Efektem piątkowej sesji była zniżka kontraktów na WIG20 poniżej poziomu samego indeksu. Można przypuszczać, że ten fakt w pewnym stopniu zaważył na przebiegu notowań. Taka sytuacja stwarzała okazję do zamykania transakcji arbitrażowych na bardzo korzystnych warunkach. To oznaczało zwiększoną podaż akcji.
Nie zmienia to faktu, że nasza giełda pozostaje w słabej kondycji. Oczy inwestorów wpatrzone są w wydarzenia na amerykańskiej giełdzie. Rozwój wypadków w piątek był zimnym prysznicem dla optymistów. Nie chodzi tylko o zniżkę indeksów i rozczarowanie wynikami General Electric. Najgorsze było obniżenie przez tę spółkę prognoz wyników. Rozpoczęty sezon ich publikacji ma być ważną wskazówką dla inwestorów z jednej strony odnośnie do tego, czy spowolnienie gospodarcze przekłada się na inne sfery gospodarki niż branża finansowa i nieruchomości, a z drugiej, pozwolić na ocenę, czy optymistyczne prognozy na drugą połowę roku mają szanse się spełnić. Informacje z General Electric w połączeniu ze słabymi nastrojami amerykańskich konsumentów i odnawiającą się presją inflacyjną, którą sugerowały dane o cenach importowych, skłaniają do zastanowienia, czy pozytywny scenariusz ma szanse na realizację.