Wiadomością (a właściwie wiadomościami) dnia były informacje o inflacji w strefie euro i w USA. To jedne z kluczowych danych (choć oczywiście nie jedyne), które ustalają układ sił na rynku walutowym, a w szczególności na najbardziej popularnej parze - EUR/USD.
Wyższa od prognoz inflacja
w strefie euro wraz ze zgodną z oczekiwaniami inflacją w USA stworzyły układ, który sprzyjał notowaniom euro względem dolara. W efekcie pojawiły się nowe rekordy słabości dolara. Oczekiwania na obniżkę stóp procentowych, jakiej jakoby miał dokonać Europejski Bank Centralny, zdecydowanie osłabły, a brak wzrostu inflacji w Stanach podtrzymuje nadzieję na większą niż 25 pkt bazowych obniżkę stóp, której ma dokonać amerykański Komitet Otwartego Rynku (FOMC).
Rynki akcji nie zmieniały się znacznie. Dopiero w końcówce sesji popyt na parkiecie w Warszawie mocniej zaatakował, co zaowocowało nowymi maksimami sesji, a także powiększeniem skali wzrostu korygującego wcześniejszy spadek cen. Na początku sesji nastroje nie były jednak tak szampańskie. Zaczęliśmy od lekkiej zwyżki, ale popyt pozostawał bierny. Sytuacja uległa zmianie w południe, gdy po lekkim spadku ceny powoli zaczęły się podnosić. Tempo zwyżki wzrosło w końcówce sesji, ale ceny zyskiwały do południa niemal bez przerwy. Nie przeszkodziły tej zwyżce nawet znacznie słabsze dane dotyczące amerykańskiego rynku nieruchomości. Czy to oznaka siły? Zapewne, choć można się zastanawiać, czy siła ta będzie trwała dłużej niż jedną sesję. Źródłem tej siły mogły być opublikowane wyniki JP Morgan, które okazały się nie tak złe, jak się obawiano.
Mocny wzrost cen na koniec sesji pewnie cieszy posiadaczy długich pozycji. Problem w tym, że ponownie jak dzień wcześniej, na rynku nie było dużej aktywności. Zatem podniesienie cen nie wymagało ogromnego wysiłku. Myślę, że testem siły popytu będzie sesja jutrzejsza. Zwyżką do okolic 2940 pkt zniesiona została około połowa wcześniejszej przeceny (ostatnia fala z początkiem w piątek). Zatem zbytni optymizm może okazać się przedwczesny.