Załamanie koniunktury na warszawskim parkiecie teoretycznie powinno zmniejszyć zapotrzebowanie na analityków. Tymczasem ofert pracy nie ubywa, a kilku czołowych analityków porzuciło w ostatnim czasie banki na rzecz domów maklerskich. Czy to nowy sposób w walce o specjalistów od analiz? Na odpowiedź jest jeszcze za wcześnie. Nie ma natomiast wątpliwości co do jednego - każdą lukę w zespole, bez względu na to, czy jest to dom maklerski, bank czy OFE, będzie niezmiernie trudno zapełnić. Na rynku najzwyczajniej ciągle brakuje specjalistów.
Wszystkiemu winna hossa
Trwająca kilka ostatnich lat znakomita koniunktura na warszawskiej giełdzie oprócz bardzo wysokich zysków dla posiadaczy akcji przyczyniła się do szybkiego rozwoju naszego rynku kapitałowego. Zmieniła się architektura tego rynku - wyraźnie przybyło towarzystw funduszy inwestycyjnych i domów maklerskich. Liczba notowanych na GPW spółek w błyskawicznym tempie zbliża się do 400. Powstał również nowy rynek NewConnect, na którym dodatkowo notowanych jest blisko 50 firm. To wszystko spowodowało, że gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na analityków. Biura maklerskie w walce o klienta oferują coraz szersze usługi doradcze i informacyjne - codzienne komentarze giełdowe, dostęp do analiz, raportów i rekomendacji, a coraz większa liczba notowanych spółek powoduje, że w trosce o ich jakość konieczne stało się rozszerzanie składu osobowego działu analiz. A o tym, że zdanie analityka jest dla uczestników rynku kapitałowego bardzo ważne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wydawane rekomendacje śledzone są z uwagą i mogą wpłynąć na poprawę notowań akcji danej spółki, jak i spowodować ich szybki spadek. O tym drugim przekonała się ostatnio spółka informatyczna Sygnity, której akcje błyskawicznie potaniały po tym, jak analityk Domu Inwestycyjnego BRE Banku napisał w raporcie, że po I kwartale spodziewa się straty netto. Wartość akcji Sygnity w ciągu jednej sesji spadła prawie o jedną piątą.
Walki o analityków nie powstrzymało nawet załamanie na giełdzie. Potwierdzają to headhunterzy. Nie ukrywają, że zapotrzebowanie na tego typu pracowników wciąż jest bardzo duże. Zainteresowanie pozyskaniem analityków jest ogromne. - Wiele firm natychmiast zatrudniłoby takich ludzi, gdyby byli na rynku. Takich jednak nie ma, a ci, którzy są, bardzo często dostają telefony z propozycjami pracy. To sprawia, że mocno podbijają poziom swoich oczekiwań finansowych, dotyczących ich wynagrodzenia - komentuje Daniel Lewczuk, prezes firmy Executive Network.
Chociaż pojawiają się również głosy, że załamanie koniunktury na giełdach przyczynia się do normalizacji rynku pracy analityków, nie tylko w Polsce. - Pogorszenie nastrojów na światowych giełdach spowodowało, że w londyńskim City coraz głośniej mówi się o zwolnieniach. Wielu świetnie wykształconych ludzi ze sporym doświadczeniem może zacząć rozważać powrót do Polski i kontynuowanie tu kariery - podkreśla Tomasz Bardziłowski, wiceprezes UniCredit CA IB Polska.