Analityk potrzebny od zaraz

Domy maklerskie nie ustają w polowaniu na specjalistów od analiz. Najlepsi mogą liczyć na wysokie premie i wynagrodzenia

Aktualizacja: 27.02.2017 17:24 Publikacja: 24.04.2008 10:54

Załamanie koniunktury na warszawskim parkiecie teoretycznie powinno zmniejszyć zapotrzebowanie na analityków. Tymczasem ofert pracy nie ubywa, a kilku czołowych analityków porzuciło w ostatnim czasie banki na rzecz domów maklerskich. Czy to nowy sposób w walce o specjalistów od analiz? Na odpowiedź jest jeszcze za wcześnie. Nie ma natomiast wątpliwości co do jednego - każdą lukę w zespole, bez względu na to, czy jest to dom maklerski, bank czy OFE, będzie niezmiernie trudno zapełnić. Na rynku najzwyczajniej ciągle brakuje specjalistów.

Wszystkiemu winna hossa

Trwająca kilka ostatnich lat znakomita koniunktura na warszawskiej giełdzie oprócz bardzo wysokich zysków dla posiadaczy akcji przyczyniła się do szybkiego rozwoju naszego rynku kapitałowego. Zmieniła się architektura tego rynku - wyraźnie przybyło towarzystw funduszy inwestycyjnych i domów maklerskich. Liczba notowanych na GPW spółek w błyskawicznym tempie zbliża się do 400. Powstał również nowy rynek NewConnect, na którym dodatkowo notowanych jest blisko 50 firm. To wszystko spowodowało, że gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na analityków. Biura maklerskie w walce o klienta oferują coraz szersze usługi doradcze i informacyjne - codzienne komentarze giełdowe, dostęp do analiz, raportów i rekomendacji, a coraz większa liczba notowanych spółek powoduje, że w trosce o ich jakość konieczne stało się rozszerzanie składu osobowego działu analiz. A o tym, że zdanie analityka jest dla uczestników rynku kapitałowego bardzo ważne, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wydawane rekomendacje śledzone są z uwagą i mogą wpłynąć na poprawę notowań akcji danej spółki, jak i spowodować ich szybki spadek. O tym drugim przekonała się ostatnio spółka informatyczna Sygnity, której akcje błyskawicznie potaniały po tym, jak analityk Domu Inwestycyjnego BRE Banku napisał w raporcie, że po I kwartale spodziewa się straty netto. Wartość akcji Sygnity w ciągu jednej sesji spadła prawie o jedną piątą.

Walki o analityków nie powstrzymało nawet załamanie na giełdzie. Potwierdzają to headhunterzy. Nie ukrywają, że zapotrzebowanie na tego typu pracowników wciąż jest bardzo duże. Zainteresowanie pozyskaniem analityków jest ogromne. - Wiele firm natychmiast zatrudniłoby takich ludzi, gdyby byli na rynku. Takich jednak nie ma, a ci, którzy są, bardzo często dostają telefony z propozycjami pracy. To sprawia, że mocno podbijają poziom swoich oczekiwań finansowych, dotyczących ich wynagrodzenia - komentuje Daniel Lewczuk, prezes firmy Executive Network.

Chociaż pojawiają się również głosy, że załamanie koniunktury na giełdach przyczynia się do normalizacji rynku pracy analityków, nie tylko w Polsce. - Pogorszenie nastrojów na światowych giełdach spowodowało, że w londyńskim City coraz głośniej mówi się o zwolnieniach. Wielu świetnie wykształconych ludzi ze sporym doświadczeniem może zacząć rozważać powrót do Polski i kontynuowanie tu kariery - podkreśla Tomasz Bardziłowski, wiceprezes UniCredit CA IB Polska.

Kolejny powód - optymizm

Jest jeszcze jeden powód, który powoduje, że domy maklerskie tak bardzo koncentrują się na stworzeniu mocnego działu analiz. - Dominuje myślenie, że rynek wróci do tego, co było wcześniej - wysokich wolumenów obrotów i dużej liczby IPO. Z tego punktu widzenia budowanie zespołu analityków jest bardzo rozsądnym rozwiązaniem - ocenia Michał Marczak, dyrektor Departamentu Analiz Domu Inwestycyjnego BRE Banku. Rozwój i dobre perspektywy polskiej gospodarki sprawiają, że nie jest to odosobniona opinia. Podobne przekonanie mają przedstawiciele innych biur maklerskich, w tym również należących do tak szacownych instytucji, jak Deutsche Bank.

DB Securities, bo o nim mowa, również przewiduje wzrost wagi polskiego rynku i w związku z tym koncentruje się na wzmocnieniu zespołu analityków. - Nasz rozwój oznacza, że widzimy dobre perspektywy przyszłości biznesu w tej części Europy. Istotne wzmocnienie działu analiz oraz planowane rozbudowanie działu maklerskiego dla klientów instytucjonalnych mają na celu zdecydowane wzmocnienie naszej pozycji na rynku kapitałowym w Polsce w najbliższych latach - tłumaczy Waldemar Markiewicz, prezes DB Securities. W ten sposób komentuje fakt zatrudnienia przez jego biuro trzech znanych analityków z UniCredit CA IB Polska. Chodzi o Marcina Jabłczyńskiego, Tomasza Krakowskiego i Łukasza Wachełko, którzy w kwietniu dołączyli do zespołu DB Securities.

Zmiany personalne odbiły się szerokim echem na rynku. Wcześniej głośno było o zaangażowaniu przez IDMSA Sobiesława Pająka, szefa działu analityków Centralnego Domu Maklerskiego Pekao, który uznawany jest za czołowego specjalistę od spółek z branży medialnej i IT. - Jeśli ktoś jest dobry, to zawsze znajdzie zatrudnienie. Na rynek wchodzą nowe podmioty i będą musiały stosować w tym zakresie agresywną strategię. Wydaje mi się, że "polowanie" na najlepszych będzie postępowało - uważa Rafał Abratański, wiceprezes DM IDMSA.

Migracja do innych instytucji

Coraz częściej analitycy rezygnują z biur maklerskich na rzecz pracy po tzw. buy-side. Jest to ta część rynku, po której stoją takie instytucje kupujące walory, jak otwarte fundusze emerytalne (OFE) czy Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych (TFI). A tych ostatnich nie brakuje. Wystarczy wspomnieć, że w ciągu ostatnich czterech lat liczba funduszy inwestycyjnych uległa podwojeniu i przekroczyła 300, a przecież ciągle słyszy się o tworzeniu kolejnych. TFI mają jeszcze jeden wabik - pozwalają spróbować sił w zarządzaniu. Dlatego chętnie widziane są w nich osoby z doświadczeniem analitycznym i z licencją doradcy inwestycyjnego w kieszeni, a takich na polskim rynku jest naprawdę niewielu. Ze słów Łukasza Dajnowicza, rzecznika KNF, wynika, że przybywa ludzi podchodzących do egzaminu na doradcę inwestycyjnego. W marcu na pierwszy etap egzaminu zgłosiło się 139 kandydatów, a przeszły go 32 osoby. Dla porównania w całym 2007 roku do pierwszego etapu przystąpiło 83 zdających, a z sukcesem ten etap zakończyło 8 osób.

OFE przyciągają ekspertów od budowy portfela stabilnymi przyrostami aktywów, co powoduje, że dość łatwo można stosować strategie dywersyfikujące ryzyko. Jakby tego było mało, zarówno fundusze, jak i towarzystwa słyną również z wysokich premii za skuteczne zarządzanie.W cenie są również osoby legitymujące się uznawanym na całym świecie tytułem analityka - CFA (Chartered Financial Analyst). Zdobycie go wymaga zdania przez kandydata trzystopniowego egzaminu, przy czym w jednym roku można zaliczyć tylko jeden etap. To oznacza, że uzyskanie CFA trwa co najmniej trzy lata. Warto jednak się postarać, bo CFA jest odbierany jako gwarancja tego, że posiadająca go osoba legitymuje się odpowiednią wiedzą i umiejętnościami koniecznymi w pracy analityka. Pozwala także szukać ambitnej pracy na rynkach zagranicznych.

Problemy z budową i utrzymaniem zespołu

Dla każdej instytucji zajmującej się inwestowaniem na rynkach finansowych utrata części składu analityków jest sporym kłopotem. I wbrew pozorom nie chodzi tutaj o tzw. gwiazdy. Takie przypadki są bowiem sporadyczne, bo tych najlepszych jest naprawdę niewielu, a ich przejście wiąże się ze sporymi nakładami finansowymi, na które stać tylko największe podmioty. Są przecież domy maklerskie, które nie mają gwiazd. Wydaje się, że znacznie większym problemem są odejścia analityków z jedno- lub dwuletnim stażem. Biura maklerskie szukając dobrych pracowników chętnie oferują pracę osobom prosto po studiach, licząc, że pod okiem starszych kolegów uda im się wyuczyć dobrego analityka. Taka osoba trafia do zespołu, a trzymiesięczny okres próbny daje obraz, czy nadaje się do wykonywania tego zawodu.

W opinii jednego z szefów działu analiz, jeśli ma się szczęście, można trafić na osobę, która po pół roku jest w stanie robić bardzo dużo. Po tym okresie zawsze istnieje ryzyko, że wyuczonego już specjalistę od analiz prędzej czy później "podkupi" konkurencja.

Okazuje się, że wyszkolenie pracowników też nie jest obecnie takie proste. Na rynku brakuje młodych ludzi chętnych do wykonywania tego zawodu. Jeszcze dwa lata temu biura maklerskie zasypywane były podaniami o pracę, a teraz narzekają, że jest ich jak na lekarstwo i mają trudności z wyborem kandydatów.

Tak naprawdę każdy może wykonywać ten zawód. W Polsce nie ma formalnego egzaminu, czegoś na kształt licencji maklera lub doradcy inwestycyjnego, który nadawałby oficjalny tytuł analityka giełdowego. Bardziej przygotowani są do tego absolwenci szkół ekonomicznych. To jednak nie jest warunek konieczny. Nie brakuje przecież różnego rodzaju kursów i szkoleń, które pomagają w osiągnięciu odpowiedniej wiedzy, uczą m.in. metod analizy i wyceny spółek. Takie zajęcia pod okiem wybitnych specjalistów prowadzi również "Parkiet". Do szkolenia ekspertów przygotowuje się także GPW. Wspólnie z Izbą Domów Maklerskich chce założyć Instytut Rynku Giełdowego, który ma rozpocząć działalność jeszcze w tym roku. Szczegóły, jak IRG ma funkcjonować, nie są jeszcze znane.

Na co może liczyć analityk?

Chociaż o konkretnych kwotach nikt nie chce rozmawiać, to wiadomo, że na zarobki w tej branży raczej nie można narzekać. Z informacji "Parkietu" wynika, że początkujący analityk z zerowym doświadczeniem może liczyć na 3-4 tys. zł pod warunkiem, że jest zatrudniony w Warszawie lub innym dużym mieście. W mniejszych miastach wynagrodzenie może się wahać od 2,5 do 3 tys. zł. - Dobry analityk giełdowy z dwuletnim doświadczeniem może liczyć na około 15-20 tys. zł brutto wynagrodzenia podstawowego. Często takie oczekiwania kandydaci przedstawiają w momencie kontaktu z firmą rekrutacyjną bądź komunikuje to otwarcie konkurencja, która jest zainteresowana pozyskaniem profesjonalisty z doświadczeniem - zdradza Daniel Lewczuk. W przypadku tych najlepszych ta kwota może nawet się podwoić. Do tego dochodzą premie. Z rozmów "Parkietu" wynika, że w normalnych warunkach rynkowych analityk - oczywiście pod warunkiem, że uzyskał odpowiednie efekty - może liczyć na bonus w wysokości 100 proc. rocznych zarobków. Jeśli rok był wybitny, to premia ulega podwojeniu.

Niepewna sytuacja na rynkach finansowych spowodowała, że coraz częściej padają również żądania jednorazowej rekompensaty za ryzyko związane z przejściem z biura do biura. Jakie to są kwoty? Trudno powiedzieć. Plotki głoszą, że czołowym analitykom jedno ze znanych biur maklerskich gwarantowało, że za przejście do ich domu maklerskiego otrzymają nawet kilkaset tysięcy, i to nie złotych, a euro.

Mocny i stabilny zespół analityków przynosi wymierne korzyści i jest na pewno ważnym punktem strategii w wypracowaniu przewagi nad konkurencją. Inwestowanie w dział analiz jest więc naturalną konsekwencją rozwoju rynku. Wyzwaniem dla biur maklerskich jest powstrzymanie rotacji w zespołach. Dla analityków kłopoty zaczną się w przypadku, gdy oczekiwania na szybki powrót do mocnych wzrostów okażą się nietrafione, bo wtedy potrzebne będzie odchudzenie składów działu analiz.

Dobry analityk giełdowy z dwuletnim doświadczeniem może

liczyć

na około 15-20 tys. zł brutto

wynagrodzenia podstawowego. W przypadku tych najlepszych ta kwota może nawet się podwoić. Do tego

dochodzą

premie.

W normalnych warunkach rynkowych analityk - oczywiście pod

warunkiem,

że uzyskał

odpowiednie efekty - może liczyć

na bonus w wysokości 100 proc. rocznych

zarobków.

Jeśli rok był wybitny,

to premia

się podwaja.

fot. a. cynka

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy