Czy dla "portfelowego" biura maklerskiego wejście na giełdź nie powoduje, że odkrywacie karty przed konkurencją? Czy jest to konieczne, szczególnie że koniunktura, jaka jest, każdy widzi?
Czy jest konieczne? Jeśli spojrzymy na to w takich kategoriach, to mogę powiedzieć, że nie jest konieczne, ale jest potrzebne. Naszym celem nie jest wyłącznie pozyskanie kapitału. Status spółki publicznej to logiczny krok w rozwoju biura, podsumowujący naszą 15-letnią historię, a wejście na giełdę ma być sposobem na osiągnięcie kilku celów. Wspomniał pan, że moment nie jest najlepszy. Pewnie, że w ubiegłym roku, w okresie lepszej koniunktury można było uzyskiwać lepsze wyceny i łatwiej było sprzedawać oferty IPO. Uważam jednak, że w przypadku IPO biura maklerskiego nie jest dobre wprowadzanie jego akcji ani w szczycie hossy, ani na dnie bessy. Chcielibyśmy zaoferować nasze akcje na w miarę neutralnym, spokojnym rynku.
Dlaczego? Jakie są tego powody?
Jesteśmy firmą inwestycyjną. Źyjemy z aktywności naszych klientów, którzy mają przecież kupić nasze akcje. Dlatego potrzebny jest rozsądny kompromis pomiędzy wartością środków, jakie pozyskujemy na rozwój i realizację naszej strategii, a ceną akcji w ofercie publicznej. Jesteśmy zainteresowani, aby inwestorzy, którzy kupią nasze akcje, mieli jeszcze potencjał wzrostu i możliwość zarobienia na tych akcjach. Trochę się różnimy od innych emitentów, którzy patrzą na IPO wyłącznie z punktu widzenia rachunku ekonomicznego i chcą pozyskać środki na jak najlepszych warunkach.
Moim zdaniem, biuro maklerskie jako emitent musi patrzeć na proces IPO inaczej, gdyż osoby, które kupią akcje, staną się akcjonariuszami naszego biura, ale pozostaną również jego klientami. Zależy nam nie tylko na wycenie, ale także na długofalowym interesie naszych akcjonariuszy-klientów. Z tego punktu widzenia sprzedaż akcji w szczycie hossy nie spełniłaby tego warunku.