W Rosji zanosi się na wielkie przejęcie w branży paliwowej. Gazprom może kupić 51 proc. udziałów rosyjsko-brytyjskiego koncernu TNK-BP, trzeciego co do wielkości producenta ropy w kraju - dowiedział się dziennik "Wiedomosti", który powołuje się na osobę powiązaną z zarządem gazowego monopolisty. Do transakcji ma dojść jeszcze przed końcem tego roku, a Gazprom ma przeznaczyć na ten cel 20 miliardów dolarów.
Obecnie połowa akcji TNK-BP International znajduje się w rękach brytyjskiego BP, zaś reszta należy do trzech holdingów: Alfa Group, Access Industries i Renowa, kontrolowanych przez rosyjskich miliarderów: Michaiła Fridmana, Leonarda Bławatnika oraz Wiktora Wekselberga. To właśnie z nimi Gazprom rzekomo rozmawia o zakupie udziałów. Oficjalnie przedstawiciele paliwowego giganta, kierowanego przez Aleksieja Millera, nie komentują doniesień. Dodatkowy 1 proc. udziałów koncern zależny od Kremla chce przejąć od Brytyjczyków, co w efekcie dawałoby mu kontrolę nad spółką.
Presja na udziałowców
Dlaczego miliarderzy mieliby sprzedawać udziały w naftowym biznesie, szczególnie teraz, gdy ropa jest rekordowo droga? Eksperci przypuszczają, że nie mają oni wyboru, gdyż decyzja o przejęciu kontroli nad TNK-BP ma charakter polityczny. W ostatnim czasie nad rosyjsko-brytyjskim koncernem zawisły czarne chmury. Fiskus domaga się od firmy kolejnych setek milionów dolarów z tytułu niezapłaconych podatków. Poza tym służby bezpieczeństwa przeszukiwały moskiewskie biuro spółki, a jej zagraniczni pracownicy nie mogli otrzymać wiz. Jakby tego było mało, TNK-BP wciąż nie przekazała Gazpromowi kontroli nad gigantycznym złożem gazowym Kowykta, choć stosowną umową zawarto w ubiegłym roku. - Jeśli nie dojdzie do tego w najbliższym czasie, złożami TNK-BP zajmie się ministerstwo ds. surowców naturalnych - straszy Gazprom.
Kilka tygodni temu do Moskwy przybył specjalnie Tony Hayward, prezes BP, aby porozmawiać o problemach TNK-BP z ludźmi z najbliższego otoczenia Władimira Putina.