S&P 500 walczy o utrzymanie krótkoterminowego wsparcia, jakie nieco powyżej 1370 pkt wyznacza szczyt z pierwszej połowy kwietnia. Dopóki nie jest przebity, istnieje szansa na atak przez ten indeks górnej granicy trendu bocznego, jaki trwa od ponad trzech miesięcy. Wypada przy 1395 pkt.
Pierwsza połowa wczorajszej sesji przebiegała w kiepskiej atmosferze, ale niczego nie rozstrzygnęła. Inwestorzy co prawda zignorowali lepsze od oczekiwanych dane o liczbie nowych bezrobotnych, a skupili się na słabej sprzedaży domów na rynku wtórnym oraz kolejnym spadku zamówień na dobra trwałego użytku, ale nie doprowadziło to do przełamania wsparcia. Takie reakcje dają jednak powody, by wątpić w możliwość zakończenia trendu bocznego wybiciem w górę.
Prawie identyczna, jak na giełdzie, jest sytuacja na rynku obligacji. Od drugiej połowy stycznia rentowność 10-latek porusza się w trendzie bocznym. W ramach tej tendencji zbliżyliśmy się do górnego ograniczenia, jakie wypada przy 3,9 proc. Po wczorajszym wzroście dochodowości o 0,07 pkt proc., do 3,8 proc. do testu tej bariery brakuje już niewiele. Jej sforsowanie przemawiałoby za dalszym wzrostem i stanowiłoby odzwierciedlenie oczekiwań związanych z inflacją i polityką pieniężną w Ameryce. Oznaczałoby przekreślenie nadziei na dalsze cięcia stóp procentowych, co dobrze przez inwestorów raczej nie mogłoby zostać przyjęte.
Nie mogąc doczekać się średnioterminowego rozstrzygnięcia warto szerzej spojrzeć na amerykański rynek. Uwagę zwraca fakt, że styczniowy dołek Nasdaqa wypadł przy 34-letniej linii trendu wzrostowego. Na trwające od tego czasu odbicie patrzymy więc jak na próbę zażegnania zagrożenia przełamaniem tego wsparcia. Na razie wygląda ona niezbyt zachęcająco, bo nie udało się za wiele oddalić od tej bariery. Wypada mniej więcej przy 2300 pkt. Z tej perspektywy mamy teraz dużo ważniejszą walkę niż tylko o średnioterminowy trend.