Z uwagą obserwowaliśmy kryzys na rynku amerykańskich subprime mortgage (generalnie kredytów udzielanych bez zdolności kredytowej). Czy wnioski, jak to robią niektórzy, możemy wprost przekładać na Polskę? Niestety, nie jest to takie proste. Rozwój kredytowania hipotecznego w Stanach Zjednoczonych trwa już od kilkudziesięciu lat, u nas zaledwie od kilku. Wielkość kredytów hipotecznych na cele mieszkaniowe przekracza za oceanem 70 proc. Produktu Krajowego Brutto, u nas dopiero niedawno przekroczyła 10 proc. PKB. Zupełnie również odmienne są mechanizmy pozyskiwania środków na finansowanie akcji kredytowej i wreszcie zupełnie inna jest "mobilność" finansowa Amerykanów i Polaków. Ci pierwsi podchodzą do spraw finansowych dużo bardziej elastycznie, my natomiast jesteśmy ciągle bardziej zachowawczy. Ceną tej większej "mobilności" Amerykanów jest jednak to, że ich oszczędności netto są ujemne, co oznacza narastanie pętli zadłużenia.
Unia zmieniła Polaków
Do boomu na rynku kredytów hipotecznych nasz kraj dołączył też dosyć niedawno. O ile na światowych rynkach ceny nieruchomości wraz z kredytami hipotecznymi rosły niemal nieprzerwanie od kilkunastu lat, o tyle w Polsce przełom na rynku nastąpił dopiero w ostatnich dwóch-trzech latach. Generalnie impulsem dla wzrostu zainteresowania inwestycjami w nieruchomości było przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Polacy po raz pierwszy od kilkunastu lat poczuli, że są częścią większej wspólnoty, co zmieniło postrzeganie chociażby ryzyka inwestycyjnego. Staliśmy się też bogatsi. Zdolność finansowa przeciętnego gospodarstwa domowego zwiększyła się w ciągu ostatnich 8 lat około pięcio-, sześciokrotnie. Większość tego to oczywiście zasługa zmiany polityki kredytowej banków w efekcie ustabilizowania sytuacji makroekonomicznej i obniżania się w ślad za tym rynkowych stóp procentowych. Wyższa zdolność kredytowa po części jest też zasługą rosnących dochodów. Mimo iż dynamika realnego wzrostu dochodów według oficjalnych danych nie jest imponująca, to można oczekiwać, że dzięki transferom z zagranicy (tylko w ubiegłym roku w sumie ponad 20 mld zł) i lepszej sytuacji gospodarczej w rzeczywistości dochody są znacznie wyższe.
Szansa we frankach dla wybranych?
Analizując koszty kredytów hipotecznych, w pierwszym rzędzie oczywiście zauważa się ich oprocentowanie nominalne. Wielkość odsetek w racie kredytu będzie decydowała o całkowitym koszcie kredytu, a także ma zawsze pierwszorzędny wpływ na zdolność kredytową. Średnie oprocentowanie kredytów udzielanych w złotych na cele mieszkaniowe w ciągu ostatnich trzech lat zmniejszyło się z około 8 proc. do prawie 6,5 proc., przy minimum w tym okresie na poziomie nieco ponad 5,5 proc. Porównując te wartości z oprocentowaniem sprzed kilkunastu lat można odnieść wrażenie, że kredyty są niesłychanie tanie. Zmieniła się jednak też ich wielkość, stąd dzisiejszym kredytobiorcom wbrew pozorom nie jest wcale łatwiej spłacać. Po podwyżkach stóp procentowych, sukcesywnie dokonywanych w ostatnim czasie przez RPP, niektórzy kredytobiorcy mogą już mieć dość znaczne problemy z utrzymaniem regularności spłat. Na pewno jest to duży dyskomfort, gdy z budżetu domowego znikają coraz to wyższe kwoty. W zmian przecież nic nie otrzymujemy.