Inwestorzy z dostępem do informacji poufnych często narzekają, że nie mają łatwego życia. Okresy zamknięte skutecznie ograniczają liczbę dni, kiedy mogą swobodnie handlować akcjami firm, o których wiedzą praktycznie wszystko. Faktycznie, jeśli uwzględnić raporty kwartalne, półroczne i roczne, to tych sesji giełdowych wcale nie pozostaje tak wiele. Właściciele spółek przyznają, że bez kalendarza bardzo łatwo o pomyłkę. Błąd w skrajnym przypadku może kosztować nawet 200 tys. zł kary. Inwestorzy podkreślają też, że niejednokrotnie chcieliby poprzez zakup akcji dać sygnał całemu rynkowi, że bieżąca wycena akcji jest atrakcyjna. Przepisy pozostają jednak nieubłagane. Tymczasem sygnały z Komisji Nadzoru Finansowego wskazują jednoznacznie, że problem narasta. Urząd w ostatnim czasie wszczął więcej postępowań wyjaśniających naruszenie przepisów.

Z drugiej strony insiderzy powinni pamiętać, że dysponują wiedzą zdecydowanie większą od zwykłych akcjonariuszy. W celu naturalnego wyrównania szans ich transakcje powinny być nadal prawnie ograniczane. Pytanie tylko, czy powinno to wyglądać tak jak obecnie. Całe zjawisko pokazuje, że na naszym rynku wciąż pozostaje wiele nierozstrzygniętych kwestii - począwszy od wciąż czekającej na swój prawdziwy debiut krótkiej sprzedaży po chociażby sprawę okresów zamkniętych. Być może tak jak wskazuje Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych, wiele w tej sytuacji zmieniłoby wejście w życie europejskiej dyrektywy Transparency, która ma zliberalizować przepisy i dać insiderom większą swobodę w handlu papierami.