Rada Polityki Pieniężnej nie zmieniła stóp procentowych. Złoty na tę decyzję praktycznie nie zareagował, jako że inwestorzy spodziewali się takiego scenariusza. Zwłaszcza po danych makroekonomicznych, ogłoszonych wczoraj rano przez GUS.
Wynika z nich, że sprzedaż detaliczna w kwietniu wzrosła o 17,6 proc. licząc rok do roku. To sporo, ale nie tylko mniej niż w styczniu i lutym, gdy wskaźnik ten przekraczał 20 proc., lecz także poniżej oczekiwań analityków (ekonomiści ankietowani przez "Parkiet" spodziewali się wzrostu o 19,1 proc.).
Analitycy Pekao zwrócili uwagę, że wolniej niż średnia w ubiegłych trzech miesiącach rosła sprzedaż aut, odzieży i obuwia oraz żywności i napojów, w tym alkoholowych. Szybciej rosła zaś sprzedaż sprzętów AGD i RTV oraz mebli. Według nich, dane GUS mogą sugerować, że w kolejnych miesiącach dynamika sprzedaży detalicznej będzie powoli i nieznacznie spadała.
Zapowiedź niższej dynamiki sprzedaży detalicznej stanowią wskaźniki optymizmu konsumentów, które opublikował wczoraj GUS. Okazały się one gorsze niż w kwietniu - wskaźnik bieżący zmniejszył się do minus 5,3 i był niższy niż w kwietniu o 1,5 punktu procentowego, a wskaźnik wyprzedzający przyjął wartość minus 8,9, czyli o 3,4 punktu procentowego niższą niż w poprzednim miesiącu. Zdaniem analityków GUS, takie pogorszenie nastrojów na pewno odbije się na poziomie konsumpcji indywidualnej.
Te dane, wraz z poprzednimi dotyczącymi niewielkiego spadku inflacji (z 4,1 do 4 proc. w kwietniu) oraz produkcji przemysłowej (wzrost o 14,9 proc., czyli "w normie"), spowodowały, że analitycy oczekiwali mniej jastrzębiego, a bardziej zrównoważonego uzasadnienia decyzji RPP. I nie zawiedli się. Rada wprawdzie nadal oczekuje, że inflacja utrzyma się powyżej celu (czyli 3,5 proc.), napędzana wzrostem cen (np. gazu) oraz płac, ale widzi także możliwość niewielkiego spadku tempa wzrostu gospodarczego. Choć - jak czytamy w komunikacie - pozostaje ono nadal wysokie, powyżej potencjalnego, czyli niegenerującego wzrostu inflacji.