Ofertę Didiera Lombarda, prezesa France Telecomu, dotyczącą przejęcia za 42 mld USD szwedzkiego operatora TeliaSonera, ostro krytykują analitycy branży telekomunikacyjnej, ale przede wszystkim inwestorzy, dla których jedynym skutkiem tej transakcji będzie dalszy spadek wartości dawnego francuskiego monopolisty.
Jego losy i notowania nie są zapewne obojętne również dla uczestników polskiego rynku, bo do France Telecomu należy ponad połowa Telekomunikacji Polskiej. - W ostatnich tygodniach około 90 proc. inwestorów, z którymi rozmawiałem, gwałtownie sprzeciwiało się tej transakcji. Nie mogą się w niej dopatrzyć ani finansowego, ani strategicznego sensu - powiedział Saeed Baradar, specjalista od spółek telekomunikacyjnych w londyńskim oddziale Societe Generale.
TeliaSonera i szwedzki rząd, który ma ponad 37 proc. udziałów w tej spółce i jest jej największym akcjonariuszem, odrzuciły ofertę France Telecomu od razu po jej złożeniu, ale poinformowały, że są otwarte na jej podniesienie, bo cena zaproponowana przez paryskiego operatora "znacząco zaniża" wartość tego przedsiębiorstwa.
W wyniku połączenia obu koncernów powstałaby największa w Europie spółka telekomunikacyjna, z 237 milionami abonentów, a oszczędności do 2013 r. sięgałyby 700 milionów euro rocznie - zapewnia France Telecom.
Inwestorzy w to nie wierzą i pozbywają się akcji FT. Ich kurs stracił w tym roku 26 proc., a 19 proc. od 15 kwietnia, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o planowanym przejęciu w Skandynawii. Udziałowcy szwedzkiej spółki liczą na podwyższenie oferty, bo jej papiery zdrożały w Sztokholmie od połowy kwietnia o 28 proc. Z tego samego powodu, ale w obawie przed podniesieniem ceny, akcje France Telecomu tylko w piątek straciły 5,1 proc.