Po czterech sesjach nieprzerwanego spadku mamy odbicie. Posiadacze długich pozycji w końcu się tego odbicia doczekali, ale kosztowało ich to zapewne sporo kapitału, o nerwach nie wspominając. Kapitał w tym wypadku jest najważniejszy, bo jego posiadanie umożliwia obecność na rynku. Straty da się odrobić, jeśli ma się czym odrabiać. Jeśli pozwolimy, by wielkość straty była zbyt wysoka, możemy nie mieć okazji na wyjście na plus.

Niby truizm, ale jestem przekonany, że część posiadaczy długich pozycji przez dłuższy czas wyczekiwała na ruch wzrostowy, który miał albo być początkiem większej zmiany (to u optymistów), lub też miał być sposobnością, bardziej korzystnego wyjścia z rynku. Przez cztery kolejne sesje ceny spadały, a ewentualne odbicia były niewielkie. Wczoraj było nieco inaczej, choć trzeba przyznać, że skala wzrostu i tak pozostawia wiele do życzenia.

Początek dnia był spadkowy, choć prawdę mówiąc, zanosiło się na nieco lepszy dzień. Zaczęliśmy od spadku o 11 pkt, ale szybko zostało to odrobione. Rozpoczęcie notowań na rynku akcji pomogło bykom. Ceny powoli rosły, rynek zatrzymał się 1 proc. nad poprzednim zamknięciem. Po nieco ponad godzinie powolnego osuwania popyt ponownie przejął inicjatywę. Przed 13.00 pojawiły się nowe maksima dnia. Zostały one poprawione po publikacji nieco lepszej od prognoz dynamiki sprzedaży detalicznej w USA. Końcówka sesji była optymistyczna, dzięki czemu poziom zamknięcia jest zarazem najwyższym poziomem wczorajszych notowań.

Czy ten wzrost może być początkiem mocnej zwyżki? Czemu nie, ale o tym dowiemy się po czasie. W tej chwili skala wzrostu jest za mała, by już uznać, że fala spadków się zakończyła.

W tym momencie gra na wzrost cen to zwykłe łapanie dołków, które najczęściej kończy się przykro. Mamy po prostu odbicie po czterech dniach przeceny. Odbicie, na które czekali posiadacze długich pozycji, i którego pewnie część nie doczekała na rynku. Poziom wyprzedania nie jest jeszcze powodem do podejmowania zakupów. Pozostaje nam spokojnie się przyglądać zmianom cen. Poziomy oporu są na tyle daleko, że na razie nic nie może się wydarzyć, co mogłoby zmienić ocenę sytuacji. Przewagę nadal należy przypisać podaży. Fakt, nie jest ona przytłaczająca, co pokazuje marny obrót, ale popyt jest tu jeszcze słabszy.