Trudno być zaskoczonym tym, że we wtorek niewiele zostało z euforycznych nastrojów na światowych parkietach z pierwszej sesji tygodnia. Nacjonalizacja Fannie Mae i Freddie Mac nie mogła być przełomem dla koniunktury, która w ostatnich dniach znów zaczęła się pogarszać.
Decyzja amerykańskich władz nie poprawia obecnej sytuacji, może jedynie być traktowana jako element zapobiegający jej pogarszaniu się. A to zbyt mało do trwałej poprawy atmosfery na giełdowych parkietach. O utrzymujących się problemach przypomniały dane o liczbie podpisanych umów sprzedaży domów, które rozczarowały.
Na dłuższą metę decyzja o nacjonalizacji może wręcz wyrządzić więcej szkód, niż przynieść korzyści. Przypomina, jak duże są amerykańskie kłopoty, a jednocześnie zwiększa ryzyko na rynkach finansowych. Świadczą o tym rekordowe notowania swapów kredytowych, pozwalających zabezpieczyć się przed ryzykiem strat na amerykańskich obligacjach skarbowych. Inwestorzy dali tym wyraz obaw, że pomoc Fannie Mae i Freddie Mac pogorszy sytuację budżetu USA.
Nasz rynek już w poniedziałek wykazywał oznaki słabości. Wzrost wyglądał na "wymuszony" okolicznościami, a nie realnymi chęciami inwestorów do zakupów. Udało się odrobić mniej niż połowę piątkowego spadku. Wczoraj natomiast WIG zniwelował więcej niż połowę poniedziałkowej zwyżki. Proporcje tych ruchów są więc niekorzystne. Widać, że warszawska giełda odczuwa negatywne skutki odwrotu od rynków wschodzących. Spektakularna przecena surowców wraz z narastającymi obawami przed nasileniem się spowolnienia gospodarczego robią swoje. Trudno przypuszczać, by nasz parkiet okazał się oazą spokoju. Jeszcze niedawno wydawało się, że wyceny naszych akcji na tle emerging markets wyglądały zachęcająco. W ostatnich tygodniach jednak kursy na rynkach wschodzących szły wyraźnie w dół, co obniżało wskaźniki wycen na nich. Do tego dochodzi pojawiające się stopniowo przekonanie o zagrożeniu spadkiem zysków naszych przedsiębiorstw. Problemy więc wcale nie znikają, a wciąż są obecne. Nadzieja zagościła więc na giełdach tylko na chwilę.