Domy za Atlantykiem od wybuchu kryzysu na rynku kredytów hipotecznych w ubiegłoroczne wakacje staniały średnio o kilkanaście procent. Nie ma na nie zbyt wielu chętnych, bo każdy boi się stracić. Z kolei przybywa sprzedających.
Przy takich realiach kupujący dom Amerykanie oczekują obecnie dwóch rzeczy: albo wyjątkowo atrakcyjnej ceny, albo jakiejś wartości dodanej. Co może nią być? Na przykład basen, podstawiony pod garaż samochód, a w skrajnych wypadkach nawet mniejszy domek letniskowy gdzieś nad wodą - bo i takie triki stosują deweloperzy i agencje obsługujące rynek nieruchomości, żeby sfinalizować więcej transakcji. Wśród rzeczy z gatunku ponadstandardowych od dłuższego czasu jest również ekologia.
Już 6 procent rynku
Segment ekonieruchomości z łatwością przetrwał spowolnienie na szerokim rynku - co więcej, można nawet stwierdzić, że jest w fazie wzrostu i wzrost ten ciągle przyspiesza. W tym roku "zielone" nieruchomości mieszkalne mają mieć już między 6 proc. a 10 proc. udziału w całym rynku nowych obiektów oddawanych do użytku, podczas gdy trzy lata temu było to tylko 2 proc. Tak wynika z raportu analityków z McGraw-Hill Construction Research & Analytics przygotowanego na zlecenie U.S. Green Building Council.
Z innego raportu, operującej na rynku nieruchomości firmy Frost & Sullivan, można się zaś dowiedzieć, że branża "ekobudowlana" miała w zeszłym roku 12 mld USD przychodów, ale przez najbliższe sześć lat wartość ta powinna wzrosnąć aż do 42 mld USD - kwoty 3,5 razy większej. Natomiast wśród wszystkich nieruchomości komercyjnych, te spełniające wymogi ekologiczne stanowią już 10 proc. ogółu, a wartość nowo budowanych sięgnie w 2010 r. już 60 mld USD - takie liczby podawało z kolei jeszcze inne opracowanie McGraw-Hill Construction.