Ratowanie banków i ich klientów

Na świecie trwają poszukiwania sposobów na ograniczenie kosztów upadłości banków

Aktualizacja: 23.02.2017 14:26 Publikacja: 08.09.2011 01:09

Reakcją na wybuch kryzysu były starania o podniesienie bezpieczeństwa lokat w bankach. Zwiększono gwarancje depozytów. Stworzono możliwość dokapitalizowania banków. Kryzysowe rozwiązania pozostały do dziś.

Gdy okazuje się, że nadzór nie był w stanie zapobiec upadłości banku, do gry wkraczają instytucje, których zadaniem jest zagwarantowanie deponentom złożonych w bankrutującym banku pieniędzy, a także zadbanie o to, by w miarę możliwości straty związane z upadłością były jak najmniejsze.

Jak pokazują doświadczenia ostatniego kryzysu finansowego, ich znaczenia nie da się przecenić. Szybko też zdali sobie z tego sprawę politycy i – właśnie zmieniając przepisy dotyczące np. gwarantowania depozytów – wprowadzali rozwiązania, które miały stabilizować sytuację.

W Europie pierwszym głośnym przykładem problemów – jeszcze zanim kryzys finansowy wybuchł na dobre – był brytyjski bank hipoteczny Northern Rock. Gdy latem 2007 r. gwałtownie spadł popyt na papiery dłużne zabezpieczane kredytami hipotecznymi, bank wpadł w kłopoty płynnościowe. Próbował ratować się pożyczką w Banku Anglii, ale gdy to wyszło na jaw, spowodowało panikę wśród klientów. Chcieli oni jak najszybciej odzyskać wpłacone wcześniej pieniądze i w ten sposób tylko pogarszali sytuację Northern Rock. Ostatecznie na początku 2008 r. bank został znacjonalizowany.

Northern Rock stał się słynny jako pierwszy bank na Wyspach Brytyjskich od 150 lat, który został dotknięty skutkami paniki wśród klientów; przed oddziałami ustawiły się kolejki osób chcących podjąć pieniądze ze swoich rachunków. Dla decydentów stało się jasne, że deponenci to grupa, z którą należy się liczyć, bo w trudnym okresie jej zachowanie może pogorszyć sytuację finansową banków.

Stąd w Unii Europejskiej jednym z pierwszych ruchów po wybuchu kryzysu w pełnej skali – po upadku amerykańskiego banku Lehman Brothers – było podniesienie kwoty gwarantowanej depozytów, a także jej ujednolicenie. Chodziło o to, by uniknąć przerzucania przez klientów swoich pieniędzy z banku w kraju o gorszej ochronie deponentów do instytucji w państwie, które zdecydowałoby się na gwarantowanie wyższych kwot.

Zmiany objęły także Polskę. Do kryzysu kwota gwarantowana stanowiła równowartość 22,5 tys. euro. W przypadku upadłości instytucji depozytowej pieniądze wypłacałby Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG); do tysiąca euro było gwarantowane w całości, a powyżej tej kwoty – w 90 proc. Już kilka miesięcy po wybuchu kryzysu gwarancje zostały podniesione do równowartości 50 tys. euro, a z początkiem 2011 r. do 100 tys. euro.

Przy ostatniej nowelizacji ustawy o BFG wprowadzono również zapisy zobowiązujące fundusz do przyspieszenia wypłaty środków w przypadku upadłości banku. Wszystko po to, by klienci banków poczuli się jeszcze bezpieczniej (warto przypomnieć, że ostatni przypadek upadłości banku komercyjnego w Polsce miał miejsce na początku 2000 roku – Bank Staropolski – a ostatnia upadłość banku spółdzielczego zdarzyła się w 2001 roku).

Działania polityków idą jednak nie tylko w kierunku podniesienia poziomu zaufania deponentów do banków. Za bankructwo banku jako pierwsi płacą jego akcjonariusze, tracąc zaangażowany kapitał, ale zwykle przypada na nich tylko część poniesionych przez bank strat. Jeśli upadających banków jest więcej, koszty mogą się stać poważnym obciążeniem dla budżetu państwa i całej gospodarki. Trwają więc poszukiwania sposobów na ograniczenie wydatków związanych z restrukturyzacją przeżywających problemy banków.

Tutaj za wzór stawiana jest zwykle amerykańska FDIC – Federal Deposit Insurance Corporation, która od połowy września 2008 r., czyli od momentu upadku Lehman Brothers, musiała poradzić sobie z zamknięciem 379 banków, których depozyty ubezpieczała. FDIC ubezpiecza depozyty do wartości 250 tys. USD.

Na świecie znana jest jednak przede wszystkim ze skuteczności w ograniczaniu kosztów upadłości banków. FDIC tak szybko, jak się da, szuka bowiem chętnego do przejęcia upadającego banku, a jeśli to się nie uda, sprzedaje tę część jego działalności, na którą znajdą się chętni. Pod młotek idą aktywa, dostęp do klientów z ich depozytami i rachunkami czy po prostu sieć placówek z pracownikami.

W Europie tuż po wybuchu kryzysu postawiono na bezpośrednią pomoc państwa. To jego zaangażowanie ratowało duże banki w takich krajach, jak Wielka Brytania, Irlandia czy Belgia. Odpowiednie rozwiązania zostały wprowadzone również w Polsce. Dawały one możliwość dokapitalizowania przeżywającej kłopoty instytucji finansowej przez Skarb Państwa. W ciągu kilku lat pomoc powinna wrócić do państwowej kasy. W tym czasie uratowany bank miał podlegać licznym ograniczeniom dotyczącym np. wypłaty dywidendy czy bonusów dla zarządu.

W naszym kraju nie było przypadku skorzystania z tego?mechanizmu. Początkowo miał on być wykorzystywany tylko w czasie kryzysu. „Rekapitalizacja" banków ze środków Skarbu Państwa miała być możliwa tylko do końca 2010 r. Na początku tego roku Sejm uchylił jednak przepis ograniczający czas, w którym byłoby możliwe udzielenie pomocy. Wcześniej pojawił się pomysł, by ten obowiązek zdjąć ze Skarbu Państwa i by pomocą zajmowała się instytucja odpowiedzialna za gwarantowanie depozytów, czyli BFG. To upodabniałoby nasz kraj do mechanizmu stosowanego przez amerykańską FDIC.

więcej informacji o ekonomii na www.nbportal.pl

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28