Media finansowe żyją od kilku tygodni sprawą manipulacji LIBOREM. Pani już w sierpniu 2008 r. wraz z kilkoma kolegami opublikowała artykuł o nieprawidłowościach w notowaniach tych stóp. Dlaczego bili państwo na alarm?
Nasze badania rozpoczęliśmy po tym, jak w maju 2008 r. „Wall Street Journal" zasugerował, że kilka globalnych banków zaniża koszty zadłużania się, na podstawie których obliczane są stopy LIBOR. W związku z tym przyjrzeliśmy się notowaniom tych stóp w dłuższym terminie, porównując je z innymi krótkoterminowymi stopami procentowymi. Przeanalizowaliśmy też raportowane przez poszczególne banki koszty zadłużania się i zestawiliśmy je m.in. z notowaniami CDS (instrumentów zabezpieczających na wypadek niewypłacalności emitenta – red.) na ich obligacje. Zauważyliśmy w tych danych kilka podejrzanych wzorów.
Jakich?
Przed 9 sierpnia 2007 r., czyli przed wybuchem kryzysu finansowego, trzymiesięczny dolarowy LIBOR praktycznie się nie zmieniał. W czasie, gdy w sektorze finansowym nie było jeszcze dużej awersji do ryzyka, należało się spodziewać niewielkiej zmienności tego wskaźnika, ale jednak powinien się on nieco wahać. Inne mierniki kosztu kredytu na rynku międzybankowym były bowiem bardziej zmienne. Dziwne było też to, że gdy w czerwcu i lipcu 2007 r. ryzyko zaczęło narastać, LIBOR nie reagował. Co więcej, zgłoszenia części banków były w pewnych okresach identyczne. Teoretycznie mógł to być przypadek, bo w ustalaniu LIBOR biorą udział same stabilne, wiarygodne banki, więc mogą mieć podobne koszty zadłużania się. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że to efekt jakiejś koordynacji, bo jednak banki mają różną skalę i zakres działania. Ale nie mogliśmy wówczas stwierdzić, czy to była koordynacja legalna, czy nielegalna, czyli zmowa.
Czy już wiadomo, że była to zmowa? To jeden z wątków toczących się w sprawie LIBORU śledztw.