Od czasu wybuchu globalnego kryzysu bankowego, który zaczął się od upadku Lehman Brothers, jak bumerang powracają propozycje dotyczące ożywienia (jak się to określa) międzybankowego rynku pieniężnego. Zanim jednak zaczniemy dyskutować, jak ożywiać rynek depo, warto się zastanowić, na ile postulaty tego rodzaju mają związek z rzeczywistością.
Lekcje z kryzysu
Zacznijmy od przypomnienia, jaką funkcję powinien pełnić rynek międzybankowy. Otóż jest on rynkiem, na którym banki pożyczają sobie wzajemnie swoje płynne rezerwy (środki, które mają na rachunkach w NBP), by dokonywać płatności międzybankowych. Do tego celu potrzebna jest płynność rynku depozytów międzybankowych o bardzo krótkich terminach zapadalności; głównie 1-dniowych. I te segmenty rynku międzybankowego pozostały w Polsce płynne – w przeciwieństwie do wielu innych krajów – nawet w okresie bezpośrednio po upadku Lehman Brothers. Działo się tak dlatego, że w Polsce nie było obaw o bankructwa banków.
Powracające postulaty ożywienia rynku międzybankowego odnoszą się do stawek 3- i 6-miesięcznych. Zanim jednak powiemy, na ile ożywianie tego segmentu rynku jest zasadne i możliwe, przypomnijmy kluczową dla naszych dalszych wniosków podręcznikową konstatację, o której – o dziwo – często się zapomina. Tę mianowicie, że utrzymanie równowagi w gospodarce wymaga między innymi tego, by relacja wielkości udzielonych przez banki kredytów do wielkości ulokowanych w nich depozytów gospodarstw domowych i przedsiębiorstw nie przekraczała 100 proc. Przed kryzysem przekraczała ona w wielu krajach znacznie 100 proc., co znaczyło, że akcja kredytowa banków rosła szybciej niż dochody pożyczkobiorców. Rodziło to ryzyko systemowe, które zmaterializowało się w postaci kryzysów bankowych. Globalny kryzys bankowy przypomniał boleśnie, że pożyczki międzybankowe nie powinny być źródłem finansowania akcji kredytowej.
Także w Polsce relacja wielkości udzielonych przez banki kredytów do zgromadzonych w nich depozytów zaczęła kilka lat temu szybko rosnąć, jakkolwiek przerwał to wybuch globalnego kryzysu bankowego. Chyba nie chcemy wracać do sytuacji, w której krótkoterminowe pożyczki międzybankowe finansowały w coraz większym stopniu wieloletnie kredyty hipoteczne. A jeśli na rynku nie występuje niezdrowa tendencja do finansowania akcji kredytowej pożyczkami międzybankowymi, to transakcji o dłuższych terminach zapadalności jest – z natury rzeczy – relatywnie mało i trudno liczyć, że będzie to płynny segment rynku.
Ożywianie rynku bez udziału podatników
To jednak rodzi problem polegający na tym, że 3- i 6-miesięczne stawki WIBOR są punktem odniesienia dla wyceny wielu instrumentów finansowych; w tym kredytów i swapów procentowych. Podawane często wyjaśnienia braku płynności rynku 3-miesięcznych pożyczek międzybankowych mówią o braku wzajemnego zaufania banków do siebie, a sugerowanym rozwiązaniem jest przejęcie przez NBP ryzyka kontrahenta w tego rodzaju transakcjach. NBP miałby przyjmować depozyty od banków posiadających nadwyżki i pożyczać je bankom poszukującym płynnych środków. W praktyce przyjęcie takich propozycji oznaczałoby, że NBP przejąłby wzajemne prawa i obowiązki stron transakcji, stając się kupującym dla każdego sprzedającego i sprzedającym dla każdego kupującego. Bank centralny stałby się wówczas czymś, co na rynkach finansowych określa się mianem centralnego partnera rozliczeniowego (Central Counterparty, CCP).