Krótka relacja z niesamowitej podróży po giełdowych zakamarkach
13 października 2015 roku – długo oczekiwana data w niejednej polskiej szkole. Właśnie w ten dzień rozpoczęła się istna walka o pierwsze pozycje w rankingu najlepiej inwestujących na giełdzie. Nie inaczej było w mojej szkole. Z roku na rok zgłasza się coraz więcej zespołów, więc wiadomo było, że będzie z kim rywalizować.
SIGG to dla mnie i dla mojego zespołu, nie pierwszyzna . Braliśmy udział w zeszłym roku i jak na debiut całkiem nieźle nam poszło, a mianowicie zdobyliśmy pierwszą premię lotną. Jednak 12 edycję odbieraliśmy nieco inaczej, była to głównie zabawa połączona z nauką, teraz wyglądało to bardziej „profesjonalnie". Z większą uwagą analizowaliśmy rynek i sporo czasu poświęcaliśmy studiowaniu struktur działania giełdy. Wiedzieliśmy, że aby dobrze sobie radzić na giełdzie nie wystarczy liczyć tylko na szczęście; trzeba spędzić nawet kilkanaście godzin na śledzeniu wartości danej akcji. Do tego jeszcze odwieczne dylematy czy brać „na krótko" czy może lepiej „na długo". Były takie okresy, że bardziej opłacało się wziąć coś na „krótko", ale chwilę potem, tylko gdy to zrobiliśmy sytuacja na rynku zmieniała się i cały misterny plan legł w gruzach. To nie było jedno z przyjemniejszych uczuć, ale nauczyło nas, że giełda ciągle jest w ruchu, bardzo ciężko przewidzieć jej zachowania, do tego trzeba doświadczenia, nauki i przede wszystkim cierpliwości. Przy inwestowaniu trzeba zachować zimną krew, nie można działać pod wpływem emocji. Nie można kupować czegoś, tylko dlatego, że dzisiaj to rośnie. Trzeba przeanalizować notowania z większego okresu, niż tylko dzień czy też tydzień. Ale jednocześnie trzeba mieć to „coś", aby wyczuć odpowiedni moment i zaryzykować. O tym „czymś" marzyliśmy przy każdej transakcji.
Jednym z głównych powodów chęci wygranej, jest rywalizacja z innymi graczami. Jeszcze większa zawziętość i zapał był wtedy, kiedy główna konkurencja była z naszej szkoły, albo z naszej klasy. W takiej sytuacji mieliśmy obok przeciwników i czuliśmy się jakby „wróg był u bram". Wiedzieliśmy, że nie możemy zbyt głośno podejmować decyzji, bo konkurenci mogli przechwycić wiadomość i kupić to co my, a wtedy wzbogacić się i nas wyprzedzić. Oczywiście to działało też w drugą stronę – mogli podsłuchać nasz błędny wybór i stracić razem z nami (co nas, niegrzecznie mówiąc troszkę cieszyło). Był też plus tej bliskości – my również mogliśmy podpatrzeć wybory lepszych zespołów. No ale na takich zachowaniach dużo się nie zyska, większą satysfakcję sprawiło samodzielne dążenie po sukces.
Świetną opcją dla tych, którzy nie mieli wcześniej styczności z giełdą były kursy. Merytoryczne i z przyjaznym interfejsem pozwalały na szybką i dobrą drogę do poznania fundamentalnych pojęć giełdy i rynku. Można było dużo się z nich nauczyć, a przy okazji zarobić – na koniec każdej lekcji był test, dzięki któremu dostawało się określoną kwotę za poprawne odpowiedzi, takie „przyjemne z pożytecznym".
Wielką rolę w naszej batalii pełnił nasz opiekun. W sumie, to dzięki jego poświęceniu i chęci do takich rozgrywek zawdzięczamy przygodę z SIGGiem.