W branży maklerskiej zawrzało. Tym razem w oku cyklonu znalazł się DM PKO BP, pod adresem którego padają oskarżenia o psucie rynku. Wszystko dlatego, że broker postanowił powalczyć o inwestorów indywidualnych ceną.
Dla nowych oraz nieaktywnych klientów, którzy przeniosą aktywa do DM PKO BP, firma oferuje nie tylko zwrot opłat za transfer papierów, ale przede wszystkim ultraniskie prowizje. Na rynku akcji ma być to 0,17 proc., podczas gdy standardowa stawka rynkowa oscyluje w granicach 0,38 proc. Na rynku terminowym ma być to 5 zł za kontrakt, podczas gdy u innych brokerów to około 8–9 zł. Obniżone prowizje mają obowiązywać do 30 czerwca 2017 r.
– Wprowadzając tę promocję, liczyliśmy się z zarzutami o psucie rynku. Zachęty cenowe mają jednak to do siebie, że trwają określony czas. My chcemy w długim terminie pokazać jakość naszego serwisu i mamy nadzieję, że klienci się do niego przekonają. Jestem zdania, że za serwis trzeba płacić, więc nie myślimy o tym, aby tego typu niskie prowizje utrzymać w przyszłości – mówił we wtorkowym programie #PROSTOzPARKIETU Filip Paszke, dyrektor DM PKO BP.
Tłumaczenia te nie trafiają jednak do innych brokerów. Co prawda, jak w każdej tego typu sytuacji, wzbraniają się przed oficjalnymi komentarzami na temat konkurencji, jednak w nieoficjalnych wypowiedziach nie zostawiają na DM PKO BP suchej nitki.
– Stosowanie czasowych obniżek prowizji nie ma sensu. Skorzystają z niej tzw. skoczkowie, którzy przenoszą aktywa tam, gdzie akurat jest promocja, lub agenci, którzy otrzymują opłatę stałą za pozyskanego klienta. Kłopot w tym, że przychody z takich akcji są niewielkie – mówi jeden z przedstawicieli dużego domu maklerskiego.