Reklama

Co fuzje przynoszą bankom?

Efekty skali i konieczność zwiększenia niskiej obecnie rentowności pchają kredytodawców do przejęć i połączeń. Skorzystają z tego przejmujące banki, ale konkurencja wciąż będzie odpowiednio wysoka.

Publikacja: 29.09.2019 18:09

Foto: GG Parkiet

Zapowiedziana przez Commerzbank sprzedaż mBanku, czwartego gracza w Polsce, będzie kolejną z serii i jedną z największych transakcji fuzji i przejęć na naszym rynku bankowym. Prawdopodobnie jednak nie ostatnią.

To głównie niskie ROE motywuje do fuzji...

– Wszystkie czynniki, które pchały banki do fuzji w ostatnich latach, wciąż są aktualne. To głównie niższa od kosztu pozyskania kapitału rentowność kapitałów własnych. Banki starają się więc ją poprawić, a jednym ze sposobów są właśnie fuzje dające istotne efekty skali i synergie kosztowe – mówi Kamil Stolarski, dyrektor działu analiz Santander Biura Maklerskiego.

Małe banki mają zbyt małą skalę, niedającą możliwości zdobywania rynku: mają słabszą obsługę klientów, nie mogą sobie pozwolić na odpowiednio duże inwestycje w IT i marketing, nie są w stanie odpowiednio zapłacić menedżerom wyższego szczebla, drożej się finansują, muszą płacić więcej za depozyty. – To powoduje, że ich oferta jest gorsza i nie pozyskują klientów, tracąc udział w rynku. Koło się zamyka – dodaje.

– Korzyści skali i szansa na poprawę efektywności będą pchały polski sektor w kierunku konsolidacji i mogą być kluczowym czynnikiem pomagającym rekompensować wzrost wymogów i opłat regulacyjnych – komentuje Tomasz Noetzel, analityk serwisu Bloomberg Intelligence. Dodaje, że stopy procentowe jeszcze długo mogą pozostać niskie, wywołując presję na przychody banków, a koszty ryzyka nie będą już spadać. To nie będzie sprzyjać poprawie zyskowności, która już jest pod presją – ROE sektora spadło poniżej 8 proc. w tym roku z ponad 16 proc. w 2011 r. (bazując na danych MFW). To jeden z najniższych poziomów w regionie, na Węgrzech czy w Czechach ROE sięga odpowiednio 14 proc. i 16 proc. U nas wskaźnik dławiony jest nie tylko przez niższe zyski (wysoki podatek bankowy i koszty regulacyjne), ale też wyższe wymogi kapitałowe. Fuzje dają duży potencjał synergii: BNP Paribas szacował, że oszczędności kosztów działania dzięki połączeniu z Raiffeisen Polbankiem to 13 proc. łącznych wydatków banków.

Wprawdzie transakcji było już sporo i wiele banków znalazło nowych właścicieli, a kondycja większości zagranicznych spółek matek jest niezła i nie wskazuje na konieczność wyprzedaży polskich banków, to wciąż może dojść do kilku podobnych transakcji. Decydować mogą właśnie względy strategiczne z powodu małej skali i udziału w rynku, które trudno zwiększyć organicznie (Credit Agricole, Handlowy, Nest Bank, Pocztowy), ale też na sprzedaż mogą trafić podmioty borykające się z niską rentownością i kapitałami (Getin Noble, Idea Bank, Plus Bank). Być może za jakiś czas także państwo zechce połączyć któreś kontrolowane przez siebie banki (PKO BP, Pekao, Alior, BOŚ, Pocztowy).

Reklama
Reklama

Czy wzrost koncentracji i zmniejszenie konkurencji umożliwi liderom poprawę rentowności? – Przynajmniej na początku może to być dobre dla akcjonariuszy banków, ale tych konsolidujących i to pod warunkiem, że nie ma przepłacania za zakupy i fuzje są przeprowadzane bez wpadek. Jednak wzrost konkurencji powoduje w dłuższym terminie zwiększenie presji na marżę, banki robią się coraz bardziej efektywne i mogą obniżać ceny za produkty, co wpływa na konkurentów, którzy muszą zrobić to samo. Dzieje się to początkowo kosztem mniejszych podmiotów, które powoli znikają z rynku i korzystają na tym duże banki. Jeśli jednak mniejszych banków już nie ma, presja na marże, wywołana wzrostem efektywności niektórych podmiotów, dalej się utrzymuje, ale nowych korzyści ze zwiększenia skali, osiąganych wcześniej kosztem małych graczy, już nie ma. Przejściowo hamuje to korzyści ze wzrostu koncentracji – tłumaczy Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM.

Daje to jednak impuls do dalszej koncentracji, tym razem pomiędzy największymi graczami, i dopiero gdy na rynku zostaje naprawdę niewielu, tworzy się sytuacja oligopolistyczna i banki mogą po raz kolejny korzystać z wysokiej koncentracji. – W międzyczasie przeobrażają się niestety w trudne do sterowania i słabo reagujące na zmiany na rynku molochy, co z kolei niekorzystnie wpływa na wartość dla akcjonariuszy. Dodatkowo wzrost koncentracji powoduje, że większy bank znajduje się pod baczniejszą obserwacją regulatora, który może zwiększyć np. wymogi kapitałowe. Dochodzą też kwestie ochrony konsumenta, mniejszy bank może zostać potraktowany ulgowo w przypadku sporów np. w sądzie czy przez UOKiK, duży nie może liczyć na taryfę ulgową. Tak więc odpowiedź na pytanie, czy wzrost koncentracji jest dobry dla akcjonariuszy, brzmi: to zależy – mówi Materna. Wpływa na to stan, w jakim jest rynek w danym momencie, jakie są bariery wejścia dla zagranicznych graczy itp. Na obecnym etapie „cyklu wzrostu koncentracji" banki konsolidujące powinny korzystać kosztem tych małych.

...które na razie nie zagrożą stabilności

Zwykle zwiększenie koncentracji i zmniejszenie konkurencji w branży odbija się na klientach. Jednak podwyżki opłat i prowizji w bankach w ostatnich latach to wynik liczniejszych kosztownych regulacji (banki muszą realizować więcej zadań, za które nikt im nie płaci) i zwiększenia podatków. W Polsce prowizje raczej nie rosną, nawet lekko maleją w stosunku do aktywów, a wzrost marż odsetkowych to skutek podatku – przerzuconego na klientów. – Nie ma to nic wspólnego, przynajmniej na razie, ze wzrostem koncentracji. Obecnie klienci raczej zyskują na fuzjach, bo wzmocnione dzięki przejęciom i korzyściom skali banki są w stanie zaoferować tańsze czy lepsze produkty i rozwiązania cyfrowe. Czy klientom Nordea Banku albo PKO BP pogorszyło się po fuzji obu podmiotów? Albo BPH i Aliora? Nie, a pewnie część z nich otrzymała lepszą ofertę. Jeśli w sektorze będzie kilka dużych banków, więcej niż pięć, o konkurencję raczej bym się nie martwił, jeśli oczywiście właścicielem większości z tej grupy nie będzie jeden podmiot – uważa Materna. Wskazuje, że choć konsolidacja zmniejszyła liczbę liczących się i sporych graczy (pierwsza dziewiątka, czyli rozwijające się banki o aktywach ponad ok. 80 mld zł, ma 71 proc. udziału w rynku), to wciąż jest ich na tyle dużo, by konkurencja była spora.

– Coraz wyższa koncentracja sektora oznacza wzrost ryzyka systemowego, bo ewentualna upadłość któregoś z największych banków oznaczałaby potencjalne wielkie problemy dla pozostałych banków i potężne straty dla innych podmiotów. U nas ryzyko to jest jednak stosunkowo niskie, bo największe banki należą jednocześnie do najbardziej rentownych i najlepiej skapitalizowanych. Do stabilnej sytuacji przyczynia się m.in. silny nadzór nakładający na banki wysokie wymogi kapitałowe – zaznacza Mirosław Bajda, prezes agencji EuroRating.

Problem w tym, że u nas konsolidatorem są w dużej mierze banki państwowe. – To kreuje dodatkowe ryzyko systemowe, bo wiąże się z możliwością upolitycznienia banków i podejmowaniem przez nie decyzji niepodyktowanych przesłankami ekonomicznymi, ale politycznymi. W razie wystąpienia jednoczesnego kryzysu budżetowego i w bankach, a zjawiska te często idą ze sobą w parze, może zaistnieć sytuacja, że państwowe banki będą nie tylko „zbyt duże, żeby mogły upaść", lecz także zbyt duże, aby państwo mogło je uratować – dodaje Bajda.

Patronat Rzeczpospolitej
W Warszawie odbyło się XVIII Forum Rynku Spożywczego i Handlu
Materiał Promocyjny
Dostawy energii w niepewnych czasach: strategia LNG Orlenu redefiniująca bezpieczeństwo energetyczne
Gospodarka
Wzrost wydatków publicznych Polski jest najwyższy w regionie
Gospodarka
Odpowiedzialny biznes musi się transformować
Gospodarka
Hazard w Finlandii. Dlaczego państwowy monopol się nie sprawdził?
Materiał Promocyjny
Mokotów z wyższej półki. Butikowe projekty mieszkaniowe SGI
Gospodarka
Wspieramy bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni
Gospodarka
Tradycyjny handel buduje więzi
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama