Optymistyczni są zarówno Duncan Niederauer, szef NYSE Euronext, w którego skład wchodzi giełda nowojorska, jak i Clara Furse, kierująca London Stock Exchange. – Obserwujemy, że sporo spółek ustawia się w kolejce. Jest dużo zdławionego popytu – powiedział Niederauer w wywiadzie udzielonym agencji Bloomberga. Stwierdziła, że podaż nowych emitentów jest „bardzo dobra” i rynek IPO powinien się rozruszać po ustąpieniu kryzysu.
Giełdy łakną nowych spółek jak kania dżdżu. To nie dziwi, jeśli spojrzy się na ostatnie zestawienia. Jak wynika z danych PricewaterhouseCoopers, w I kwartale na giełdach nowojorskich (NYSE i Nasdaq) pojawiły się raptem dwie spółki, przy 25 w I kwartale 2008 r. W Londynie na głównym rynku liczba debiutów spadła z pięciu do dwóch, a na alternatywnym AIM z 16 do jednego. W całej Europie liczba ofert zmniejszyła się z 72 do zaledwie 18.
Debiuty mogłyby przyciągnąć uwagę inwestorów, których bessa wypłoszyła na dobre. Handel na parkietach zmniejszył się znacznie, na przykład w Paryżu, Brukseli, Amsterdamie i Lizbonie, należących do NYSE Euronext, handel zmniejszył się w I kwartale o 16 proc. To bezpośrednio przekłada się na mniejsze wpływy operatorów.
Niederauer i Furse brali udział w forum giełdowym w Szanghaju. Ze spółkami z Chin duże nadzieje wiąże szczególnie szef NYSE Euronext. Giełda ta wystąpiła w zeszłym roku do władz Chin o poluzowanie przepisów dotyczących emisji akcji, tak aby spółki z Państwa Środka mogły debiutować równocześnie w Szanghaju i na wybranym jednym lub kilku parkietach zagranicznych. – Jeśli nastrój na rynkach się poprawi i chińskie spółki będą zainteresowane szukaniem kapitału na rynku międzynarodowym, myślę, że możemy przyciągnąć większość tych debiutów – stwierdził Niederauer. Na NYSE są już notowane duże spółki z Chin, jak PetroChina i China Mobile.