Premier Valdis Dombrovskis utrzymuje, że w tym momencie nie przewiduje takiego rozwiązania, gdyż uderzyłoby ono w gospodarkę jeszcze bardziej niż restrykcyjna polityka fiskalna. Aby otrzymać kolejną transzę pożyczki od Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Ryga jeszcze raz obetnie wydatki budżetowe.
Pewne jest, że Łotwa potrzebuje pieniędzy na finansowanie zadłużenia zagranicznego i na zapewnienie płynności bankom. W tych warunkach ciągła walka o utrzymanie sztywnego kursu łata do euro jest bardzo bolesna. Od początku kryzysu łotewski bank centralny wydał na zakupy krajowej waluty około 500 mln euro. Tylko zaś w ubiegłym tygodniu przeznaczył na to środki warte w sumie około 134 mln euro. Według Bloomberga, rezerwy walutowe skurczyły się od września do kwietnia o 38 proc.
Dombrovskis stwierdził, że aby dewaluacja miała sens, wartość łata musiałaby zostać obniżona o co najmniej 15, a nawet 30 proc. Dodał, że plan naprawczy zakładający cięcia budżetowe oparty został na założeniach stabilności waluty. Dlatego rząd skoncentruje się teraz na spełnieniu wymogów MFW. Parlament ma w tym celu znowelizować ustawę budżetową.
PKB Łotwy był w I kwartale o 18 proc. niższy niż w 2008 r. Dewaluacja dodatkowo uderzyłaby w małą i otwartą gospodarkę. Ponadto pogłębiłaby kłopoty banków. W większości są one kontrolowane przez grupy skandynawskie, którym towarzyszy ostatnio spora niepewność związana właśnie z kryzysem w krajach bałtyckich. Analitycy ING Groep szacują, że prawdopodobieństwo przeprowadzenia dewaluacji w ciągu najbliższych 12 miesięcy wynosi 50 proc.