Od 10 marca, kiedy zaczęło się odbicie na nowojorskich giełdach, papiery sprzedawali menedżerowie z połowy spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500. W sumie odchudzili swoje portfele akcyjne o 1,2 mld dolarów. – Skoro insiderzy sprzedają w miarę jak postępuje zwyżka, oznacza to, że nie oczekują, by stan ich przedsiębiorstw uzasadnił obecne poziomy cen akcji – skomentował Joseph Keating, szef departamentu inwestycji w RBC Bank.

Z takim podejściem nie zgadza się Bill Latimer z O’Shaughnessy Asset Management, zdaniem którego osoby z dostępem do informacji poufnych mogą mieć wiele innych powodów do pozbywania się akcji niż niewiara w perspektywy firmy.

To, że wśród insiderów przeważają sprzedający, nie jest niczym nowym. W latach 1995–2007 nie było ani jednego miesiąca, w którym działoby się na odwrót. A kiedy w styczniu 2008 r. po raz pierwszy zaczęli oni kupować akcje, przez najbliższy rok S&P 500 stracił 40 proc. To, co może niepokoić, to skala wyprzedaży i fakt, że trwa ona, gdy na rynku rządzą byki. Wśród ostatnich 14 tygodni nie było ani jednego, w którym wśród insiderów kupcy przeważaliby nad sprzedawcami. W minionym tygodniu spółek, których akcji się pozbywano, było dziewięć razy więcej niż kupowanych.