Jako bezpośrednią przyczynę poniedziałkowej wyprzedaży analitycy najczęściej wymieniają weekendową deklarację chińskiego premiera Wena Jiabao, że rząd w Pekinie będzie „zdecydowanie” walczył z nadmiernym tempem wzrostu cen nieruchomości oraz tych gałęzi przemysłu, które mają zbyt rozbudowane moce produkcyjne.
Pekin obawia się, że na chińskim rynku nieruchomości rodzi się bańka spekulacyjna (w kwietniu ich ceny skoczyły o niemal 13 proc.), i próbuje temu zapobiec już od kilku miesięcy. W kontekście kryzysu fiskalnego w Europie działania te zaczęły jednak budzić wzmożone obawy. – W związku z kryzysem w Europie istnieją obawy, że chińskie władze nadmiernie zaostrzą politykę i doprowadzą do twardego lądowania gospodarki – wskazuje Daphne Roth, główny azjatycki strateg akcyjny ABN Amro.
– Staje się coraz bardziej oczywiste, że uporządkowanie finansów publicznych w Europie będzie możliwe tylko za cenę poważnej recesji – ocenił zespół analityków walutowych Commerzbanku. Według nich tłumaczy to deprecjację euro. W poniedziałek osłabiło się ono wobec dolara o około 1 proc. W pewnym momencie kurs ten znalazł się na najniższym od kwietnia 2006 r. poziomie 1,22.
Spowolnienie w strefie euro mogłoby się odbić także na koniunkturze w Chinach: aż 20 proc. ich eksportu trafia bowiem do Europy. Zaniepokojenie było więc w poniedziałek widoczne także na rynku surowców, których Państwo Środka jest największym importerem. Surowcowy indeks CRB zniżkował o ponad 1,6 proc. Najmocniej, o około 6 proc., przeceniona została miedź.
– Aby europejskie problemy stały się globalne, musiałyby wpłynąć na decyzje ekonomiczne i wydatki konsumentów, a także na ich majątki i na dostęp banków do kapitału – powiedział Jan Loeys, główny strateg JPMorgan Chase. Jak uspokajał, w tym momencie takich skutków kryzysu fiskalnego nie widać.