Dopóki nie postanowi on tych aktywów sprzedać, strata pozostanie niezrealizowana, ale i tak może nasilić presję polityczną na szwajcarską instytucję. – Wynik SNB nie jest niespodzianką, ale bez wątpienia ściągnie na niego krytykę części polityków – przyznał Alessandro Bee z Bank Sarasin.

Szwajcarski bank centralny ponosi koszty interwencji na rynku walutowym, jakie prowadził przez kilkanaście miesięcy do połowy ubiegłego roku. Miały na celu zahamowanie aprecjacji franka, która rozpoczęła się wraz z wybuchem kryzysu finansowego w związku z reputacją tej waluty jako „bezpiecznej przystani". SNB skupował wówczas zagraniczne jednostki płatnicze, aż jego rezerwy dewizowe wzrosły z 47 mld franków na koniec 2008 r. do 227 mld franków w czerwcu 2010 r. To jednak zwiększyło wrażliwość jego wyników na deprecjację innych walut wobec franka. Już w 2010 r. wyrażona w szwajcarskiej walucie wartość rezerw SNB mocno stopniała, wskutek czego poniósł on rekordową stratę: 19 mld CHF. W I połowie 2011 r. frank nadal jednak się umacniał. Euro straciło wobec niego 2,4 proc., a dolar i jen po niemal 10 proc. Cena złota we frankach zmniejszyła się o 4,4 proc. W efekcie wycena rezerw walutowych SNB stopniała o 9,9 mld CHF, a rezerw złota o 1,6 mld CHF.

Po ubiegłorocznej stracie szwajcarskiego banku centralnego politycy tamtejszej Partii Ludowej (SVP) domagali się dymisji jego prezesa Philippa Hildebranda. Ten bronił się, że rolą SNB nie jest tworzenie zysków, lecz dbanie o stabilność finansową kraju. – Bank byłby jednak bardzo krytykowany, gdyby znów zaczął interweniować – ocenił Tony Numa, analityk Informa Global Markets. Część eksporterów, których konkurencyjność ucierpiała przez aprecjację franka, oczekuje od SNB rozwiązania tego problemu.