Sprzedały obligacje warte 1,75 mld euro z rentownością wynoszącą minus 0,023 proc. Oznacza to, że teoretycznie inwestorzy są gotowi dopłacać za posiadanie tych papierów. Jesienią 2011 r., czyli w momencie największego zaostrzenia kryzysu we Włoszech, włoskie dwulatki miały rentowność wynoszącą nawet 8,1 proc. W środę rentowność włoskich obligacji dziesięcioletnich spadła do 1,4 proc., najniższego poziomu od kwietnia.
Rynek traktuje więc włoski dług jako dosyć bezpieczne papiery, mimo że dług publiczny Włoch przekracza 130 proc. PKB, a ratingi tego kraju są na podobnych poziomach co dla Rumunii i Bułgarii. To m.in. skutek polityki Europejskiego Banku Centralnego. W 2012 r. jego prezes Mario Draghi za pomocą słownej interwencji zdołał doprowadzić do odzyskania wiary inwestorów w dług takich państw jak Hiszpania i Włochy. Na początku tego roku EBC rozpoczął swój program QE (skupu obligacji z rynku wtórnego), a inwestorzy oczekują, że będzie on powiększony w grudniu. Oczekiwania te przyczyniają się do spadku rentowności długu państw Eurolandu.
– To sytuacja rodem z „Alicji w krainie czarów". Ujemna rentowność to rzecz dziwna. Pojawiła się nie dlatego, że inwestorzy bardzo pragną posiadać dług jakiegoś kraju, ale związane jest to z szerszą kwestią powolnego wzrostu gospodarczego oraz tym, co banki centralne zrobią, by zająć się tym problemem – twierdzi Andrew Milligan, strateg ze Standard Life Investments.
Do spadku rentowności europejskich obligacji przyczyniła się też w środę decyzja szwedzkiego Riksbanku. Powiększył on swój program QE o 65 mld koron (6,9 mld euro), do 200 mld koron. To zostało uznane przez rynek za kolejny sygnał wskazujący, że EBC również może powiększyć zakupy aktywów.