Europejskie indeksy giełdowe balansowały podczas wtorkowej sesji pomiędzy lekkimi spadkami a niewielkimi zwyżkami, euro słabło wobec dolara, dolar wobec jena a cena ropy gatunku WTI wzrosła do 52 USD za baryłkę, najwyższego poziomu od lipca 2015 r. Winę za pogorszenie nastrojów na światowych rynkach inwestorzy zrzucali na Koreę Północną. Ri Yong Ho, północnokoreański minister spraw zagranicznych, oskarżył USA o to, że „wypowiedziały wojnę" jego krajowi. Dzień wcześniej amerykańskie bombowce strategiczne B1 przeleciały w ramach pokazu siły tuż przy granicy północnokoreańskiej przestrzeni powietrznej. USA i Korea Północna coraz częściej sobie grożą, ale jak dotąd uniknęły zbrojnych incydentów. Rynki były więc i są dalekie od paniki. Co jednak się stanie, jeśli sytuacja się zaogni?
Brak paniki
Kryzys wokół Korei Północnej trwa już od wielu miesięcy. I na razie inwestorzy liczą na to, że nie przerodzi się on w wojnę. – Jak dotąd agresywne wyprzedaże na rynkach akcji oraz ucieczki do „bezpiecznych przystani" w chwilach wzrostu napięć geopolitycznych okazywały się krótkotrwałe. Najlepszym scenariuszem jest zwiększenie przez USA presji na Chiny i Rosję, by zaostrzyły sankcje przeciwko Pyongyangowi, co skłoniłoby Kim Jong Una do rozmów przy stole negocjacyjnym. Inwestorzy powinni jednak być przygotowani na każdą opcję – twierdzi Hussein Sayed, strateg z brytyjskiej firmy FXTM.
Północnokoreańskie zagrożenie nie było zresztą jedynym powodem pogorszenia nastrojów na światowych rynkach we wtorek. Inwestorzy reagują również na kryzys polityczny w Katalonii, „przetrawiają" wynik niemieckich wyborów parlamentarnych, cena ropy zaś wzrosła głównie w reakcji na groźby Turcji, że zablokuje transport surowca z irackiego Kurdystanu. O tym, że inwestorzy nie stawiają wysoko ryzyka wojny z Koreą Północną, mogą świadczyć reakcje rynków najbardziej zagrożonych przez konflikt. Tokijski indeks Nikkei 225 i seulski indeks Kospi straciły we wtorek tylko po 0,3 proc. Kospi nieznacznie wzrósł przez ostatnie dwa miesiące, ale od początku roku zyskał 17 proc., a w lipcu pobił rekord. Nikkei 225 wzrósł przez ostatni miesiąc o 4,5 proc. (a przez ostatnie 12 miesięcy o 22 proc.) i wrócił na poziom z lata 2015 r. Paniki nie widać, choć przecież Tokio jest na celowniku północnokoreańskich rakiet, a Seul również w zasięgu konwencjonalnej artylerii z Północy. Skoro jednak rynki są pewne, że wojny nie będzie, to gdy do niej dojdzie, przecena może być znacząca.
To jest inny konflikt
Duże konflikty zbrojne w ostatnich latach wywoływały zwykle jedynie ograniczone reakcje na rynkach. Przez miesiąc od wybuchu wojny w Iraku w 2003 r., nowojorski indeks S&P500 spadł o 0,7 proc., ale przez trzy miesiące zyskał 6,5 proc. Indeks rynków wschodzących MSCI Emerging Markets wzrósł wówczas odpowiednio o 2,5 proc. i 22 proc. Również konflikty w Libii i na Ukrainie nie wpłynęły znacząco na światowe giełdy (poza lokalnymi indeksami takimi jak rosyjski Micex). W różny sposób na poszczególne wojny reagowały też aktywa z „bezpiecznych przystani", np. złoto. Przez trzy miesiące od wybuchu wojny w Iraku zyskało ono 6,5 proc., ale przez trzy miesiące od rozpoczęcia aneksji Krymu straciło 4,8 proc.
To były jednak konflikty prowadzone z dala od centrów globalnego kapitalizmu. W przypadku wojny z Koreą Północną reakcja mogłaby być bardziej gwałtowna. Po atakach z 11 września 2001 r. na Nowy Jork indeks MSCI Emerging Markets stracił w 10 dni 12,5 proc. S&P500 był wówczas o 11,6 proc. niżej niż 10 września, a złoto zyskało 6,5 proc. S&P 500 odrobił straty w ciągu miesiąca. W przypadku ataku na Seul lub Tokio, przecena może być podobna lub większa. Jeden ze scenariuszów Pentagonu mówi bowiem, że w przypadku wojny z reżimem Kima straty ludzkie w Korei Południowej mogą wynieść 20 tys. zabitych i rannych dziennie.