Widok saudyjskiego następcy tronu, księcia Mohammeda bin Salmana, przybijającego piątkę z niemogącym powstrzymać śmiechu rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem, był chyba najbardziej charakterystyczną sceną z ostatniego szczytu G20. Niewielu jej obserwatorów dostrzegło jednak, że to niecodzienne powitanie obserwował z wściekłą miną amerykański prezydent Donald Trump. Zarówno Putin, jak i Mohammed bin Salman są przywódcami posiadającymi toksyczny wizerunek. Trump nieco wcześniej odwołał oficjalne spotkanie z Putinem wyrażając niezadowolenie z jego polityki (a szczególnie z incydentu zbrojnego w Cieśninie Kerczeńskiej), ale bronił za to Mohammeda bin Salmana przed odpowiedzialnością za morderstwo saudyjskiego dziennikarza Jamala Chaszukdżiego. Arabia Saudyjska wciąż pozostaje jednym z najważniejszych sojuszników USA, w obronie którego Waszyngton jest w stanie poświęcić wartości, których oficjalnie broni. Ale jednocześnie Saudyjczycy rozwijają coraz lepsze stosunki z Rosją, czyli krajem, który rzuca strategiczne wyzwania USA. W Waszyngtonie mogą więc pojawiać się obawy, że Arabia Saudyjska pójdzie śladem Turcji i zbytnio zbliży się do Moskwy oraz Pekinu.
Ropa, petrochemia oraz fundusze
Saudyjsko-rosyjskie relacje zaczęły się ocieplać, jeszcze gdy w Waszyngtonie rządziła administracja Obamy. Motywem współpracy obu krajów była przede wszystkim chęć ustabilizowania cen ropy naftowej. Cena ropy w przedziale 30–40 USD za baryłkę oznaczała dla ich budżetów wielki krwotok – tym bardziej że zarówno Rosja, jak i Arabia Saudyjska są zaangażowane w kosztowne wojny. Rijad i Moskwa zainicjowały więc powstanie grupy OPEC+ (państwa OPEC z sojusznikami) i podjęcie przez nią na jesieni 2016 r. decyzji o skoordynowanych cięciach w produkcji surowca. Cięcia te przez kilkanaście miesięcy przyczyniły się najpierw do stabilizacji cen ropy, a później do ich wzrostu. Strategia ta zaczęła się sypać na jesieni 2018 r. wraz z obawami o spowolnienie gospodarcze w Chinach oraz rekordowym wydobyciem ropy w Arabii Saudyjskiej, Rosji i USA. Tandem Moskwy i Rijadu pozostał największą potęgą na rynku naftowym, ale był już mniej zainteresowany dużymi ograniczeniami produkcji. Putin deklarował, że cena ropy zbliżona do 60 USD za baryłkę mu odpowiada, a na Saudyjczyków naciskała administracja Trumpa zainteresowana niższymi cenami surowca. Dominacja Arabii Saudyjskiej we Wspólnym Ministerialnym Komitecie Monitorującym (JMMC) OPEC+ zaczęła wywoływać niezadowolenie innych członków tej grupy i mogła doprowadzić do decyzji Kataru o wycofaniu się z OPEC. – Szkoda, że do tego doszło, ale rozumiemy frustrację Katarczyków. Wielu innych członków OPEC jest sfrustrowanych, że JMMC podejmuje decyzje jednostronnie, bez uzyskania wcześniej zgody OPEC. Od maja doprowadzili oni do tego, że cena baryłki ropy spadła o około 30 USD, zalali rynek surowcem i stworzyli jego wielką nadwyżkę. Dla mniejszych producentów może nie mieć sensu uczestnictwo w organizacji – mówi Hossein Kazempour Ardebili, przedstawiciel Iranu w OPEC.
Saudyjsko-rosyjska współpraca nie ogranicza się do manipulowania rynkiem naftowym. Państwowe spółki z obu krajów angażują się we wspólne projekty. Khalid al-Falih, saudyjski minister ds. ropy naftowej, ujawnił na początku listopada, że koncern naftowy Aramco oraz petrochemiczna spółka Saudi Basic Industries Corporation (SABIC) chcą zbudować w Rosji fabrykę petrochemiczną. Arabia Saudyjska jest również gotowa zainwestować 5 mld USD w projekt budowy wielkiego terminalu LNG w rosyjskiej Arktyce. – Arabia Saudyjska już zainwestowała 2 mld USD w Rosji i mamy nadzieję, że te inwestycje wzrosną jeszcze bardziej – zadeklarował niedawno Kirył Dmitriew, prezes Rosyjskiego Funduszu Bezpośrednich Inwestycji Zagranicznych (RDIF). Arabia Saudyjska jest również zainteresowana wejściem do Rosyjsko-Chińskiego Funduszu Inwestycyjnego (RCIF), którego udziałowcami są jak dotąd RDIF i China Investment Corporation (CIC). RCIF może zostać przemianowany na Fundusz Rosyjsko-Chińsko-Saudyjski. – Naszym zdaniem infrastruktura, rolnictwo i technologie są sektorami, w których możemy wiele zrobić wspólnie z Saudyjczykami – deklaruje Dmitriew.
Rakiety, atom i dyplomacja
Współpraca saudyjsko-rosyjska zaczęły obejmować również kontrakty zbrojeniowe, czyli coś, co było dotychczas zastrzeżone dla USA oraz ich sojuszników. W październiku 2017 r. Moskwę odwiedził król Salman bin Abdulaziz al-Saud. Podczas swojej wizyty podpisał wstępną umowę na zakup rosyjskich systemów obrony przeciwlotniczej S-400. To wywołało niepokój w Waszyngtonie, wszak ledwie kilka miesięcy wcześniej, podczas wizyty Trumpa w Rijadzie, Amerykanie podpisali z Saudyjczykami umowy na sprzedaż uzbrojenia za łącznie 110 mld USD, w tym systemów obrony przeciwlotniczej THAAD. Pojawiło się więc ryzyko, że kontrakt na zakup amerykańskich wyrzutni rakiet przeciwlotniczych nie zostanie sfinalizowany. Waszyngton sięgnął po naciski i Saudyjczycy po kilku miesiącach ogłosili, że jednak nie kupią S-400. Innych kontraktów zbrojeniowych z Rosją, opiewających na 3 mld USD, jednak nie odwołano. Kontrakty te obejmują częściową produkcję w Arabii Saudyjskiej rosyjskich systemów artylerii rakietowej TOS-1A z rakietami termobarycznymi oraz całkowitą produkcję licencyjną przeciwpancernych pocisków kierowanych typu Kornet-EM (granatników automatycznych AGS-30 oraz karabinków automatycznych Kałasznikow AK-103). Wpisuje się to w saudyjskie plany przewidujące, że do 2030 r. 50 proc. broni użytkowanej przez pustynne królestwo będzie produkowane w kraju. Obecnie ten odsetek wynosi jedynie 2 proc. W 2015 r. Arabia Saudyjska i Rosja podpisały umowę o współpracy nuklearnej. Rosatom może zbudować część z 16 reaktorów, które chcą u siebie postawić Saudowie. Nie jest przy tym wielką tajemnicą, że Arabia Saudyjska chciałaby mieć własną bombę atomową, jeśli swoją zbuduje Iran.
Oba kraje łączy też coraz więcej na niwie dyplomatycznej. Saudyjczycy namawiali w 2017 r. USA do zdjęcia sankcji nałożonych na Rosję, a Moskwa wzięła stronę Rijadu w jego sporze z Kanadą. To sprawia, że Amerykanom trudno jest karać Saudów poważnymi sankcjami choćby za morderstwo Chaszukdżiego. – Gdyby USA i Zachód zdecydowały się na znaczące sankcje przeciw Arabii Saudyjskiej, Saudyjczycy nie siedzieliby spokojnie. Oni już zaczynają się przesuwać w stronę Rosji i Chin, z którymi robią coraz więcej interesów – wskazuje Ayham Kamel, analityk Eurasia Group.